Obraz Wojtka Marczewskiego jest historycznie ostry. Wyrazisty, dopracowany, poprawny i niepokojący. Świetny i wciągający do gry, do zabawy emocjami. Stajesz się kompanem młodego bohatera filmu, członkiem jego paczki, jego przyjacielem i współmyślicielem, by zaraz go znienawidzić, przeklnąć. Krzyczysz w sobie: "ty durniu" obserwując jego posunięcia, a przed 10 minutami chcesz go wesprzeć, utulić jego heroizm. Film się kończy, a Ty drogi widzu zaczynasz wygrzebywać w tym czerwonym aksamicie z komunistycznych bander prawdę o tamtych czasach. To cholerne niszczenie jednostek. Niszczenie innych, przez ludzi samych skrajnie zniszczonych, oszołomionych. Młody chłopak staje się społecznym eksperymentem na postawę życia. On tego sam nie wie. Jest manipulowany - najsampierw przez naturalną otulinę rodziny, ideii chrześcijanskich wartości jaką wszczepia rodzina, a na pustej i śmiesznej indoktrynacji druhów skończywszy. Podejmuje decyzję tragiczną. Zmienia te naturalne poglądy na rzecz zagubienia. Odizolowany, zamknięty za kratami, otoczony przez słuszną wiarę w Bieruta toczy bitwy. Codziennie. Przegrywa - presja otoczenia i miłość są mocniejsze. Dał się poniżyć na całe życie - nie z własnej winy.
Fantastyczne pokazanie zboczeń tych gołąbi komunizmu, posłańców równości tworzącej nierówności. Piękne, wytwarzające lęk ujęcia gołębi, kartki targanej w wodzie i fenomenalne, niespotkałem jeszcze takiego, ujęcie krótkiego przekrzywienia kamery - w momentach przełomowych. Absolutnie fantastycznie wyszedł ten zabieg.
Marczewski urzekł mnie wcześniej Ucieczką z kina Wolność. Obiecałem sobie, że poznam jego spojrzenie na świat dokładniej. Jest pełne wrażliwości.
Warto nadmienić, że film został ukńczony w 1981 roku. Wielkie przełomy, ratowanie obsmarowanego gównem systemu, czas rozliczeń i krzywd. W tym roku powstał przecież Człowiek z Żelaza Wajdy, Przypadek KIeślowskiego, Miś Bareji - to dobry rok na pobudzenie wrażliwości naszych reżyserów, tragiczny rok dla Polski.