poniedziałek, 18 lipca 2011

Cześć Dandi


Przyszedł ten czas, że dla Ciebie skończyła się "jesień życia", a nadeszła zima ciszy. Przez 17 lat byłeś takim przyjacielem, którego wcześniej nie było i teraz nie będzie. Lecz teraz nadejdzie wiosna dobrych wspomnień, dumy i uśmiechów z Twoich szczeniackich zdjęć. Dzięki psiaku za 17 lat uczenia mnie godnego i pogodnego znoszenia przeciwności i trudności. Cały czas jesteś gigantem.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Podwójne życie rozdziera duszę


To był ten film Kieśla, który miałem w kolekcji od kilku lat, a którego nie chciałem oglądać wiedząc, jak wpływa na mnie jego kino. Pomyślałem, że to już ten czas. Oczywiście - dostałem mózgojeba. Samobója. Ten racjonalny Kieślu zaczarował metafizycznością, której nikt by się po nim nie spodziewał. Zrobił to wzruszająco. Zasiał niepokój. No i ilość symboliki ujęć jest jest najwyższa na metry taśmy filmowej. Zmusza do najwyższego myślenia i poczucia filmu, każdego ujęcia i gestu. To taka krzyżówka, kalambur drobnego szczegółu do zrozumienia sensu. Możesz obejrzeć ten film i nie dostrzec tych fascynujących przesłań jeśli nie skupiasz się na szczegółach. Idziak i jego ujęcia. Żółty filtr obiektywu no i Preisner z przygniatającą muzyką. Do tego Bardini, Kalina Jędrusik i cudowna, najcudowniejsza Irene Jacob. Momentami gra słodką idiotkę, naiwną (podobna gra w Czerwonym Kieśla) ale to czarowanie i kokietowanie swoją nierozsądnością rozbraja.

środa, 17 listopada 2010


To śmieszne, ale przeczytawszy autobiografię Kieślowskiego - mam wrażenie, że w bardzo wielu kwestiach jesteśmy podobni, mamy podobne poglądy. Pewnie to głupie, ale obaj czujemy się so-so. Nie aspirujemy do miana osoby, skoro tą osoba nie jesteśmy. W dużej mierze, czytałem to jakbym czytał o sobie. To bardzo głupie. Oczywiście, chodzi mi tylko o poglądy i polaryzację na pewne sprawy.

niedziela, 17 października 2010

Lód na pateli

Otwierasz paczkę. Wysypujesz z niej kolorowe bryły lodu na wcześniej nagrzaną patelnię. Po czym ten lód, przeistacza się po 6 minutach w warzywo. Ponieważ moje lenistwo jest genetyczne, a więc nieusuwalne - nie tracę czasu na żmudne i długie gotowanie, wymagające: cierpliwości (brak!), uwagi (brak!), umiejętności (brak!) i dobrego krążenia w nogach by stać przy garach. Gdy trzeba zasilić konto żywieniowe, rozszarpuję paczkę i sypię tymi bryłkami ze śniegiem w patelę. Rewolucja żywieniowa, a jednak znana od czasu pierwszego, nieświadomego zamrożenia siuśków przez osobnika podobnego do człowieka, te kilka już ładnych kalendarzy wcześniej. Opisałem perypetię z mrożonkami Frosty. Nie opiszę rewolucji łazienkowej poobiedniej po tejże Froście. Zaufałem jeszcze raz mrożonkom. Zakupiłem rodzimego Hortexa. Nie zawiodłem się, a moja nadzieja w szybkie przemienianie lodu w dobre jedzenie rozbłysła intensywniej, niż nadzieja w przemianę wody w wino. Wierzę tylko w przemianę wina w wodę. To zaobserwowałem. Otóż, warzywka z Hortexu odnalazły swoje pojęcia. Po prostu kształt pieczarki znalazł smak pieczarki, kształt pyry znalazł smak pyry. Wszystko gra, a nawet smakuje. Mrożonki uratowane. Ale, ale. Mogłem trafić na wyjątkowo zgrabnie spreparowany produkt. W ciągu tygodnia przemieniłem lód Hortexu w kolorowe dzieci flory trzy razy ! Piorunująco dobre. Ponieważ mój żołądek, wątroba i cały układ trawienny starzeją się szybciej od moich oczu i cebulek włosowych - Hortex jest wybawieniem. Trawienie po nim jest wzorowe. Zalecam.







Ślunski PRL vol. 2 by Wojtaszek

Gdzieś tam na tym Ślunsku jest taka knajpa, gdzie PRL sukcesem się mieni. Polonez pływał po wodach (jak widać, nie zawsze) a Trybuna Ludu z mózgów tę wodę robiła. I była to woda na młyn tegoż Poloneza.



Oczywiście ! przesłane przez naszego ślunskiego korespondenta Wojtaszka z haźla.

sobota, 2 października 2010

PRL na Śląsku trzyma się mocno. I dobrze.

Używając sympatycznego przejęzyczenia bohatera "Symetrii", niejakiego Albercika i odpowiadając na jego filmowe pytanie: "Co ty kurwa taki sentymenalny jesteś, co"?. Odpowiem: tak! jestem kurwa sentymenalny, jestem Polakiem! Sentymenty czuję wyraźnie jak woń dobrego żarła, są we mnie cały czas, tylko chwilowe czynności mi je przysłaniają. Sentymentalizm do przeszłości, dnia wczorajszego, dzieciństwa, młodości, wszystkich kobiet które kochałem bądź pożądałem, do chwil miłych, do PRLu który chylił się ku upadkowi, a gdy się narodziłem to już nie miał wyjścia. Musiał runąć. Wiem, że przyczyniłem się to tego gwałcąc świat swoimi narodzinami. Dobrze, że nie musiałem żyć w tym dziadostwie, ale tęsknię za choć jednym rokiem w pełnej świadomości, dajmy na to - 1971. By się nasycić tym smrodem rozkładu społecznego. Polacy zawsze lubili gnić, a komuna dała do tego idealne warunki. Oto, legalnie i za przyzwoleniem władz, nie musicie się starać. Tak! po prostu bądźcie .. albo lepiej żeby was nie było. Polacy załapali bakcyla i już nic nie musieli. Mogli przestać się starać. Narodowa cecha znalazła podparcie prawne w konstytucji PRL. Ale, ale. To tylko wstęp do zdjęć, które zaprezentuję i wcale nie muszą świadczyć o "nic nieróbstwie". Wrodzony sentymentalizm przypomniał mi, kiedy mój kompan - znany gitowiec współczesnych czasów - niejaki Wojtaszek, przesyłał mi fotografie znalezisk archeologicznych w sklepach Nowego Jorku. Przesadzam, bo to było chyba jedno znalezisko, ale pamiętam - paczka retro Cameli. Do dziś wisi na starym blogu. No więc ów Wojtaszek zasiedlając ziemie odzyskane na czarnym Śląsku, perłę w koronie najświętszej Polski, zasyła mi gadżety PRL, których u górniczo-hutniczych braci mnogo na każdym kroku.





A to nie wszystko ! Podobno PRL jest dobry do pokazania w domu przed kumplami, szczególnie kubek z GS-u i osikane majtki, to jeszcze moda na PRL popycha do rejestrowania aut z nazwą skróconą naszej ojczyzny. I to za granicą ! Blachy zaczynające się na PRL to szczyt stylu życia buhaja i niewymuszonej ekstrawagancji! Wiwat ! A Wojtaszkowi dziękuję za zdjęcia !



Przemierzyć Europę cysterną z cementem i PRL na blasze - to jest klawy byt !

Frosta - niesmaczna ale prosta

Nie oglądam telewizji, lecz telewizor w domu gra jak radio przed wojną. Cały czas włączony z racji, że rodziciele lubią mieć kolejnego członka rodziny, który cały czas do nich gada. Dodatkowo daje jeszcze sympatyczne kolorki na ściany pokoju, niczym w filmach neon taniego hotelu na twarz bohatera. Tym sposobem zakodowało się głupie powiedzonko z tego odbiornika: (gdyby nie byłoby głupie to bym nie zapamiętał.Logika) "Frosta - smaczna i prosta". Jakżesz to głupi frazes, ale trafiający ponoć w sedno. Bijąc się z podstępnym, kwasowym, pokacowym głodem, skusiłem się na to ustrojstwo. Ofiarą byłem ja, zwycięzcą producent wyrywając mi te kilka złotych za paczkę. Dumnie brzmiące "warzywa po chłopsku" miały sprawić, że jak chłop poczuję się jurnie mimo poalkoholowego rozmemlania. Zawsze chciałem być chłopem o nie chłopskich zajęciach na wsi więc zrzuciłem mrożonkę na patelnię. Pierwsze odczucie ? Dawka wygląda na chłopięcą, choć może chłopca ze wsi. Mało tego. Cóż, wersja light może.


Gdy puściły lody trzymające w swej otulinie warzywa, zmysłom moim ukazały się warzywa, pyry (mało), pieczary. Ładnie to wyglądało, choć prawie bez zapachu. 6-7 minut smażenio-rozgotowywania i ląduje na stole. Niesmaczne, gorzkawe, mdłe. Pyry smakują jak marchew, marchew smakuje jak groszek, groszek ów smakuje jak .. w ogóle nie smakuje. Pieczarki tylko były, tyle wiem bo widziałem. Przypomniałem sobie o nich wyrzucając paczkę i widząc piękny obrazek dania na folii. Matka ostrzegała - "nie kupuj z Frosty bo śmierdzi" - aha, u mnie przynajmniej nie wydzielało woni. Nie będę więcej tego jadł. Nie polecam.



Za kilka godzin dowiem się jak wpływa ten produkt pusty i bezsensowny w smaku jak woda, na mój żołądek.

piątek, 1 października 2010

Dwie strony

Kumpel zmienił zdjęcie profilowe na FB. Dosadnie państwo optymistwo ?

Na jesień - Fado Stasiukowe

No tak. Dobry, chyba już przewidywalny Stasiuk wpadł znów w moje ręce (nieprzypadkowo, przecież sam kupiłem ten zwój papieru). Nie jest to co prawda żadna elektryzująca nowość, jednak zabrałem się za czytanie tej prozy w czasie niemal idealnym. W Fado zanosi się po pierwszych linijkach tekstu na jakąś podróż po bałkańskich stepach i martwych wioskach. Takie nic. Deszcz, ciemno i smutno. Z jednej strony ucieszyłem się. Po przeczytaniu "Bałkańskich upiorów" Kaplana, temat niesprawiedliwego dziejowo skrawka lądu jest mi bliski. Chyba odkryty - albo lepiej może - napoczęty i smaczny. Stasiuk zaczyna mnie tą całą Rumunią łaskotać. Będzie dobrze. Jednak pozwala sobie na odejście od tematu, co okazuje się w rezultacie tylko wstępem do zupełnie innych zagadnień. Deszcz, ciemno i zimno o których wspomniałem to zgrabne choć trochę niejasne wprowadzenie do tematu. Mianowicie, dręczącego duszę uczucia sentymentalizmu. Niesamowita staje się przestrzeń opętana, obłocona trupem wojny gdzie sam Stasiuk ma dar mieszkać. Miejsce skazania - miejsce łaski. Choć czuje się jaskrawo, że adresatem przemyśleń autora są raczej czytelnicy z tzw. zachodu mentalnego i geograficznego to jednak opis melancholii polaka, wciśniętego w ziemię niczyją na pograniczu Słowacji, Polski, Ukrainy jest tak bardzo bliski chyba każdemu, kto 1 listopada traktuje jako czas specyficzny, odcięty od całego roku. Dzień leżący pod żółtym liściem, śmierdzący zgnilizną ludzkich ciał, bezsensownych śmierci ... ale też powrotem do chwil miłych. Jeśli czytelnik nie zna tego święta, czasu - po lekturze może zrozumieć o co temu polaczkowi z lampionem w ręce chodzi. Stasiuk tam jest w ten dzień. Opowiada o tym co było, nie ważne co będzie. W książce dokonuje się ekspresyjny miks zdarzeń i miejsc, ale o tonacji ciemno żółtej - koloru tęsknoty, jesieni, listopada, i wspomnienia. Nie lubię opowiadać fabuły i daruj mi czytający ten tekst pustkę przepisania części zdarzeń. Myślę, że Stasiukowi udało się opowieścią o swojej melancholii poruszyć melancholie czytelników. Tak ! to jest książka o melancholii i przeszłości. Zanurzaniu się w obawie przed bezsensem nieznanej przecież przyszłości, w tych wspomnieniach zwanych "dawno". To bezpieczne, miłe i komfortowe, ale dopóki wspomnienia są wyraźne i dobre. Zresztą, czy pamięta się rzeczy złe ? Wspomnienia w czasie jesieni u osoby wrażliwej, są naturalnym odruchem potrzeb duszy. Gnije nam nasz świat, gnijemy przecież my. Świat się odrodzi za pół roku - my nie. Kończy się rok, czegoś nie udało się spełnić, coś się zepsuło więc opatulamy głowę kocem i wracamy ... wracamy do miłego co było. Bo było przynajmniej i można się tym połaskotać. Zastanawiałeś się kiedyś, ile razy w ciągu dnia wracasz do tego co było ?

Jeśli masz skłonności umysłowych powrotów, nie tylko do własnych przeżyć, ale także do historii rodziny, dzieciństwa, miejsca gdzie żyjesz, do jesieni już "odbytych" i skończonych, a nie nienapoczętych - musisz sięgnąć po tę książkę. Ale ona smakuje tylko jesienią. Nie mam co do tego wątpliwości. Przeczytam ją jeszcze raz .. za rok o tej porze.

"Tak. Przeszłość i pamięć są moją ojczyzną i moim domem. Lubię upijać się w samotności i przypominać sobie minione zdarzenia, ludzi i krajobrazy. Nawet te sprzed tygodnia albo dwu. Futurologia zawsze budziła we mnie lekką odrazę, ponieważ wydawała mi się owocem tchórzostwa i dezercji, porzuceniem własnej kondycji. Nigdy nie myślałem o przyszłości jako o jakimś rozwiązaniu. Przyszłość jest zawsze ucieczką głupców. Nadchodzi, a oni muszą ją usprawiedliwiać, że nie nadeszła taka, jak trzeba, albo udowadniać, że jest właśnie taka, jak zapowiadali. Dlatego wolę upijać się w samotności albo z przy...jaciółmi i czekać, aż minione weźmie nas w posiadanie. Zawsze lepiej jest obcować z bytami skończonymi niż z potencjalnymi. Po prostu przeszłość traktuje nas poważnie, czego nie można powiedzieć o przyszłości."

czwartek, 6 maja 2010

Nachos on the moon


Visit