Choć nie jest to Niesforny film, jednak dla każdego wrażliwego ducha pozostanie płaczem i łkaniem serca. "Dziewczęta z Nowolipek" w reżyserii Barbary Sass, działają niezwykle sugestywnie na własne przekonanie o przyjaźni, umiejscawianiu się w niedoskonałym otoczeniu świata. O trwaniu i zachowaniu szacunku do siebie i do innych. Cudowna Marta Klubowicz, Iga Cembrzyńska i przepiękne odkrycie - Izabela Drobotowicz-Orkisz, zjawisko pełne siły i ciepła - nieznane mi wcześniej. Tym dziwniejsze, bolące, duszące, powodujące zagryzanie warg, iże ta cudowna istota nie pojawiała się zbyt często na ekranie. Szkoda, wielka szkoda, że takie aktorstwo, magia, czar i uroda uciekły naszej kinematografii. Co prawda Pani Iza gra jakieś monodramy ale niestety, jakoś nie przypomina siebie z roku 1985 nawet w części.
Zastanawiałem się sam co tak mocno zajmuje mnie w tym filmie i jest, jest, jest. Wiem! Jedna kobieta w filmie tworzy magię, dwie to już metafizyka kosmosu, trzy to odległe, ciekawe galaktyki a cztery ?! I wiem, że przez to klimat filmu nabiera wymiaru fenomenalnych Panien z Wielka Wajdy. Męska tęsknota mężczyzn do matek, ciepła i mądrości uwydatnia się w tych dwóch filmach do potęgi drugiej. No bo w obu filmach panie są mądre, niegłupie, troskliwe, piękne, czułe co dziś już tak oczywiste nie jest. A przeniesienie ich w czasy XIX wieku, odarcie z nich współczesnych szat i wpuszczenie w suknie rodem z Bonanzy tylko tę ich cudowną kobiecość kontrastują.

Bardzo fajny film. W dodatku okazuje się, że na podstawie książki Poli Gojawiczyńskiej. Czytałem kiedyś jakimś cudem książkę "Krata" o wspomnieniach Gojawiczyńskiej z Pawiaka. Polecam...
OdpowiedzUsuńWracając do filmu - pod koniec okazuje się, że jest to część I. Czy powstała w ogóle część II? Jak nie to jeszcze można zapoznać się z filmem z 1937 r. lub przeczytać książkę... Izabela Drobotowicz-Orkisz nawet przypomina mi pewną pannę z "miasta poetów" ;D Pozdrawiam...
Część II jak najbardziej powstała - ale ma inny tytuł: "Rajska jabłoń".
OdpowiedzUsuń"Dziewczęta z Nowolipek" to jeden z moich ulubionych filmów. Do tego, co napisał Pan Niesforny (którego serdecznie pozdrawiam) chciałabym dorzucić swoje trzy grosze.
Zmysł obserwacji Gojawiczyńskiej - który też jest sprawnie uchwycony w filmie Sass - zdradza to, czego koledzy konserwatyści woleliby nie wiedzieć. Mianowicie to, że feminizm nie jest filozofią importowaną po 1989, ale że Polki na przełomie XIX i XX w. uczestniczyły w toczących się wówczas w Europie i Stanach debatach dotyczących ekonomicznej, kulturowej i społecznej równości płci.
Gojawiczyńska ukazuje gwałt (oczywiście, niezgłoszony nikomu, bo jak?), handlowanie własnym ciałem i rozpaczliwe próby zdobycia wykształcenia i pracy w całej złożoności tych zjawisk i bez bezsensownego moralizowania na temat "wyższości" czyichś poglądów etycznych czy ocen. I - co ważne - bez dzielenia kobiet na lepsze i gorsze.
Niesamowity i potrzebny film. Oczywiście, i kobietom, i mężczyznom.
Mój tzw. blog ostatnimi miesiącami nie funkcjonował. Cieszę się zatem, że dostrzegłem jakieś głosy w sprawie obrazów, które miałem przyjemność widzieć i przeżywać. Oczywiście, jeśli nazwa "feminizm Polski" nie będzie zbyt nadętą, to można jej użyć do zjawiska rosnącego wraz z całym światem przemysłowej infrastruktury już w latach XIX wieku. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń