niedziela, 17 października 2010
Lód na pateli
Otwierasz paczkę. Wysypujesz z niej kolorowe bryły lodu na wcześniej nagrzaną patelnię. Po czym ten lód, przeistacza się po 6 minutach w warzywo. Ponieważ moje lenistwo jest genetyczne, a więc nieusuwalne - nie tracę czasu na żmudne i długie gotowanie, wymagające: cierpliwości (brak!), uwagi (brak!), umiejętności (brak!) i dobrego krążenia w nogach by stać przy garach. Gdy trzeba zasilić konto żywieniowe, rozszarpuję paczkę i sypię tymi bryłkami ze śniegiem w patelę. Rewolucja żywieniowa, a jednak znana od czasu pierwszego, nieświadomego zamrożenia siuśków przez osobnika podobnego do człowieka, te kilka już ładnych kalendarzy wcześniej. Opisałem perypetię z mrożonkami Frosty. Nie opiszę rewolucji łazienkowej poobiedniej po tejże Froście. Zaufałem jeszcze raz mrożonkom. Zakupiłem rodzimego Hortexa. Nie zawiodłem się, a moja nadzieja w szybkie przemienianie lodu w dobre jedzenie rozbłysła intensywniej, niż nadzieja w przemianę wody w wino. Wierzę tylko w przemianę wina w wodę. To zaobserwowałem. Otóż, warzywka z Hortexu odnalazły swoje pojęcia. Po prostu kształt pieczarki znalazł smak pieczarki, kształt pyry znalazł smak pyry. Wszystko gra, a nawet smakuje. Mrożonki uratowane. Ale, ale. Mogłem trafić na wyjątkowo zgrabnie spreparowany produkt. W ciągu tygodnia przemieniłem lód Hortexu w kolorowe dzieci flory trzy razy ! Piorunująco dobre. Ponieważ mój żołądek, wątroba i cały układ trawienny starzeją się szybciej od moich oczu i cebulek włosowych - Hortex jest wybawieniem. Trawienie po nim jest wzorowe. Zalecam.



Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dodaliście komentarz - Niesforni jesteście !