
Tym razem, z jesienną deprechą walczyliśmy w wersji triple. I jak zwykle udowodniliśmy sobie, że jesteśmy bandą kretynów, prymitywów i targają nami niskie pobudki. I standardowo mamy to w dupie.
W niedzielę odbył się koncert mistrza wielu instrumentów, a już na pewno mistrza Sitara Lucjana Wesołowskiego. Człowiek renesansu, podróżnik, muzykolog, mentalnie bardzo harmonijny człowiek. Poeta pozytywnego umysłu. Mimo, że muzyka dalekiego wschodu jest dla mnie ciągle abstrakcyjną i obcą formą, to dźwięk i energia sitara wytwarza w duszy jakiś nieokreślony przypływ, cknienie. Fenomenalna gra, fenomenalne zagrania, szarpania strun. Z tej muzyki bije czysty rock. Świetne! Choć do końca koncertu dotrwało 12 osób, to jednak dostały strzała w mentalność do końca życia. To była świetna lekcja. I mam nadzieję, że mistrz Lucjan się bezczelną frekwencją nie zraził.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dodaliście komentarz - Niesforni jesteście !