
Korzystając z czasu rekonwalescencji chorobowej, nadrabiam stracony czas na naukę, wykorzystując go dla polskiego kina moralnego niepokoju z końca lat 70'. Pod mój własny pręgierz nasunął się film w reżyserii Kieślowskiego "Przypadek". No i co? pierwsze 5 minut filmu i wiem, że to Kieślowski. Muzyka, ujęcia. Wszystko jasne. Oczywiście pominę streszczenie scenariusza, film jest przewyrazisty. Bardzo umiejętne wplatanie kilku kontekstów, daje nam obraz bardzo ostry. Urzekł mnie szczególnie kontekst historyczny (Latające Uniwersytety, SB, paszporty, teczki)i wygląd człowieka na tym odhumanizowanym tle. Tle beznadziei zboczonego systemu socjalistycznego. Koniec filmu zupełnie "inny" - nieopisywalny, banalny, bez sensowny. Teb sens trzeba nadać sobie samemu. Przekonywujący Linda, niepokojący Łomnicki, profesorski Zapasiewicz. Przez cały film przetknięta pięciolinia z nutami Kilara. I tylko ból, że dzisiejsze polskie kino dokonuje zbiorowego gwałtu na tej pięknej wspólnej karcie historii. Bo kiedyś te dzisiejsze gnioty produkowane przez TVN będą szeregowane obok "Przypadku". Zalecam sprawę jak ktoś ma dużo czasu (film trwa 2h).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dodaliście komentarz - Niesforni jesteście !