niedziela, 14 lutego 2010

Bez końca

No tak. Kieślowski lubi mieszać nawet zza światów. Obejrzałem jego film "Bez końca" i mam metrowego ćwieka w głowie. Mistrz zagmatwał mi rozumowanie, niby proste, o jego twórczości. Wszystko co widziałem było pochłaniające, zasysające uwagę. W tym przypadku mam wątpliwość. Film jest niesamowicie gorzki. Psuje najlepszy nastrój. Ale dziwne są zależności pomiędzy kilkoma bohaterami w tym obrazie występującymi. Nie potrafię na gorąco rozgryźć tych powiązań, co mistrz miał na myśli. Na pewno nie są to działania przypadkowe. Ta układanka zaczyna mnie fascynować. To taka kostka rubika, którą kręcę i kręcę w celu wiadomego zakończenia, a obawiam się, że wszystkie kwadraciki są w niej jednego koloru. W filmie widać kryzys kina połowy lat 80' - jest biednie i ascetycznie. Nie podoba mi się scenografia. Starski pływał w jakimś dziwnym klimacie lub nie mógł wykrzesać nic więcej z tego budżetu jakim dysponował zespół "Tor". No i to kolejny przykład śmiałego rozkurczenia zwieraczy cenzury - jawne odnoszenie się do tematów Solidarnościowych nie sprawiło, że obraz stał się "pułkownikiem". Dziwny to obraz, dziwny...



no i warto zwrócić uwagę na powyższy plakat. Zaintrygowani ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaliście komentarz - Niesforni jesteście !