środa, 17 listopada 2010


To śmieszne, ale przeczytawszy autobiografię Kieślowskiego - mam wrażenie, że w bardzo wielu kwestiach jesteśmy podobni, mamy podobne poglądy. Pewnie to głupie, ale obaj czujemy się so-so. Nie aspirujemy do miana osoby, skoro tą osoba nie jesteśmy. W dużej mierze, czytałem to jakbym czytał o sobie. To bardzo głupie. Oczywiście, chodzi mi tylko o poglądy i polaryzację na pewne sprawy.

niedziela, 17 października 2010

Lód na pateli

Otwierasz paczkę. Wysypujesz z niej kolorowe bryły lodu na wcześniej nagrzaną patelnię. Po czym ten lód, przeistacza się po 6 minutach w warzywo. Ponieważ moje lenistwo jest genetyczne, a więc nieusuwalne - nie tracę czasu na żmudne i długie gotowanie, wymagające: cierpliwości (brak!), uwagi (brak!), umiejętności (brak!) i dobrego krążenia w nogach by stać przy garach. Gdy trzeba zasilić konto żywieniowe, rozszarpuję paczkę i sypię tymi bryłkami ze śniegiem w patelę. Rewolucja żywieniowa, a jednak znana od czasu pierwszego, nieświadomego zamrożenia siuśków przez osobnika podobnego do człowieka, te kilka już ładnych kalendarzy wcześniej. Opisałem perypetię z mrożonkami Frosty. Nie opiszę rewolucji łazienkowej poobiedniej po tejże Froście. Zaufałem jeszcze raz mrożonkom. Zakupiłem rodzimego Hortexa. Nie zawiodłem się, a moja nadzieja w szybkie przemienianie lodu w dobre jedzenie rozbłysła intensywniej, niż nadzieja w przemianę wody w wino. Wierzę tylko w przemianę wina w wodę. To zaobserwowałem. Otóż, warzywka z Hortexu odnalazły swoje pojęcia. Po prostu kształt pieczarki znalazł smak pieczarki, kształt pyry znalazł smak pyry. Wszystko gra, a nawet smakuje. Mrożonki uratowane. Ale, ale. Mogłem trafić na wyjątkowo zgrabnie spreparowany produkt. W ciągu tygodnia przemieniłem lód Hortexu w kolorowe dzieci flory trzy razy ! Piorunująco dobre. Ponieważ mój żołądek, wątroba i cały układ trawienny starzeją się szybciej od moich oczu i cebulek włosowych - Hortex jest wybawieniem. Trawienie po nim jest wzorowe. Zalecam.







Ślunski PRL vol. 2 by Wojtaszek

Gdzieś tam na tym Ślunsku jest taka knajpa, gdzie PRL sukcesem się mieni. Polonez pływał po wodach (jak widać, nie zawsze) a Trybuna Ludu z mózgów tę wodę robiła. I była to woda na młyn tegoż Poloneza.



Oczywiście ! przesłane przez naszego ślunskiego korespondenta Wojtaszka z haźla.

sobota, 2 października 2010

PRL na Śląsku trzyma się mocno. I dobrze.

Używając sympatycznego przejęzyczenia bohatera "Symetrii", niejakiego Albercika i odpowiadając na jego filmowe pytanie: "Co ty kurwa taki sentymenalny jesteś, co"?. Odpowiem: tak! jestem kurwa sentymenalny, jestem Polakiem! Sentymenty czuję wyraźnie jak woń dobrego żarła, są we mnie cały czas, tylko chwilowe czynności mi je przysłaniają. Sentymentalizm do przeszłości, dnia wczorajszego, dzieciństwa, młodości, wszystkich kobiet które kochałem bądź pożądałem, do chwil miłych, do PRLu który chylił się ku upadkowi, a gdy się narodziłem to już nie miał wyjścia. Musiał runąć. Wiem, że przyczyniłem się to tego gwałcąc świat swoimi narodzinami. Dobrze, że nie musiałem żyć w tym dziadostwie, ale tęsknię za choć jednym rokiem w pełnej świadomości, dajmy na to - 1971. By się nasycić tym smrodem rozkładu społecznego. Polacy zawsze lubili gnić, a komuna dała do tego idealne warunki. Oto, legalnie i za przyzwoleniem władz, nie musicie się starać. Tak! po prostu bądźcie .. albo lepiej żeby was nie było. Polacy załapali bakcyla i już nic nie musieli. Mogli przestać się starać. Narodowa cecha znalazła podparcie prawne w konstytucji PRL. Ale, ale. To tylko wstęp do zdjęć, które zaprezentuję i wcale nie muszą świadczyć o "nic nieróbstwie". Wrodzony sentymentalizm przypomniał mi, kiedy mój kompan - znany gitowiec współczesnych czasów - niejaki Wojtaszek, przesyłał mi fotografie znalezisk archeologicznych w sklepach Nowego Jorku. Przesadzam, bo to było chyba jedno znalezisko, ale pamiętam - paczka retro Cameli. Do dziś wisi na starym blogu. No więc ów Wojtaszek zasiedlając ziemie odzyskane na czarnym Śląsku, perłę w koronie najświętszej Polski, zasyła mi gadżety PRL, których u górniczo-hutniczych braci mnogo na każdym kroku.





A to nie wszystko ! Podobno PRL jest dobry do pokazania w domu przed kumplami, szczególnie kubek z GS-u i osikane majtki, to jeszcze moda na PRL popycha do rejestrowania aut z nazwą skróconą naszej ojczyzny. I to za granicą ! Blachy zaczynające się na PRL to szczyt stylu życia buhaja i niewymuszonej ekstrawagancji! Wiwat ! A Wojtaszkowi dziękuję za zdjęcia !



Przemierzyć Europę cysterną z cementem i PRL na blasze - to jest klawy byt !

Frosta - niesmaczna ale prosta

Nie oglądam telewizji, lecz telewizor w domu gra jak radio przed wojną. Cały czas włączony z racji, że rodziciele lubią mieć kolejnego członka rodziny, który cały czas do nich gada. Dodatkowo daje jeszcze sympatyczne kolorki na ściany pokoju, niczym w filmach neon taniego hotelu na twarz bohatera. Tym sposobem zakodowało się głupie powiedzonko z tego odbiornika: (gdyby nie byłoby głupie to bym nie zapamiętał.Logika) "Frosta - smaczna i prosta". Jakżesz to głupi frazes, ale trafiający ponoć w sedno. Bijąc się z podstępnym, kwasowym, pokacowym głodem, skusiłem się na to ustrojstwo. Ofiarą byłem ja, zwycięzcą producent wyrywając mi te kilka złotych za paczkę. Dumnie brzmiące "warzywa po chłopsku" miały sprawić, że jak chłop poczuję się jurnie mimo poalkoholowego rozmemlania. Zawsze chciałem być chłopem o nie chłopskich zajęciach na wsi więc zrzuciłem mrożonkę na patelnię. Pierwsze odczucie ? Dawka wygląda na chłopięcą, choć może chłopca ze wsi. Mało tego. Cóż, wersja light może.


Gdy puściły lody trzymające w swej otulinie warzywa, zmysłom moim ukazały się warzywa, pyry (mało), pieczary. Ładnie to wyglądało, choć prawie bez zapachu. 6-7 minut smażenio-rozgotowywania i ląduje na stole. Niesmaczne, gorzkawe, mdłe. Pyry smakują jak marchew, marchew smakuje jak groszek, groszek ów smakuje jak .. w ogóle nie smakuje. Pieczarki tylko były, tyle wiem bo widziałem. Przypomniałem sobie o nich wyrzucając paczkę i widząc piękny obrazek dania na folii. Matka ostrzegała - "nie kupuj z Frosty bo śmierdzi" - aha, u mnie przynajmniej nie wydzielało woni. Nie będę więcej tego jadł. Nie polecam.



Za kilka godzin dowiem się jak wpływa ten produkt pusty i bezsensowny w smaku jak woda, na mój żołądek.

piątek, 1 października 2010

Dwie strony

Kumpel zmienił zdjęcie profilowe na FB. Dosadnie państwo optymistwo ?

Na jesień - Fado Stasiukowe

No tak. Dobry, chyba już przewidywalny Stasiuk wpadł znów w moje ręce (nieprzypadkowo, przecież sam kupiłem ten zwój papieru). Nie jest to co prawda żadna elektryzująca nowość, jednak zabrałem się za czytanie tej prozy w czasie niemal idealnym. W Fado zanosi się po pierwszych linijkach tekstu na jakąś podróż po bałkańskich stepach i martwych wioskach. Takie nic. Deszcz, ciemno i smutno. Z jednej strony ucieszyłem się. Po przeczytaniu "Bałkańskich upiorów" Kaplana, temat niesprawiedliwego dziejowo skrawka lądu jest mi bliski. Chyba odkryty - albo lepiej może - napoczęty i smaczny. Stasiuk zaczyna mnie tą całą Rumunią łaskotać. Będzie dobrze. Jednak pozwala sobie na odejście od tematu, co okazuje się w rezultacie tylko wstępem do zupełnie innych zagadnień. Deszcz, ciemno i zimno o których wspomniałem to zgrabne choć trochę niejasne wprowadzenie do tematu. Mianowicie, dręczącego duszę uczucia sentymentalizmu. Niesamowita staje się przestrzeń opętana, obłocona trupem wojny gdzie sam Stasiuk ma dar mieszkać. Miejsce skazania - miejsce łaski. Choć czuje się jaskrawo, że adresatem przemyśleń autora są raczej czytelnicy z tzw. zachodu mentalnego i geograficznego to jednak opis melancholii polaka, wciśniętego w ziemię niczyją na pograniczu Słowacji, Polski, Ukrainy jest tak bardzo bliski chyba każdemu, kto 1 listopada traktuje jako czas specyficzny, odcięty od całego roku. Dzień leżący pod żółtym liściem, śmierdzący zgnilizną ludzkich ciał, bezsensownych śmierci ... ale też powrotem do chwil miłych. Jeśli czytelnik nie zna tego święta, czasu - po lekturze może zrozumieć o co temu polaczkowi z lampionem w ręce chodzi. Stasiuk tam jest w ten dzień. Opowiada o tym co było, nie ważne co będzie. W książce dokonuje się ekspresyjny miks zdarzeń i miejsc, ale o tonacji ciemno żółtej - koloru tęsknoty, jesieni, listopada, i wspomnienia. Nie lubię opowiadać fabuły i daruj mi czytający ten tekst pustkę przepisania części zdarzeń. Myślę, że Stasiukowi udało się opowieścią o swojej melancholii poruszyć melancholie czytelników. Tak ! to jest książka o melancholii i przeszłości. Zanurzaniu się w obawie przed bezsensem nieznanej przecież przyszłości, w tych wspomnieniach zwanych "dawno". To bezpieczne, miłe i komfortowe, ale dopóki wspomnienia są wyraźne i dobre. Zresztą, czy pamięta się rzeczy złe ? Wspomnienia w czasie jesieni u osoby wrażliwej, są naturalnym odruchem potrzeb duszy. Gnije nam nasz świat, gnijemy przecież my. Świat się odrodzi za pół roku - my nie. Kończy się rok, czegoś nie udało się spełnić, coś się zepsuło więc opatulamy głowę kocem i wracamy ... wracamy do miłego co było. Bo było przynajmniej i można się tym połaskotać. Zastanawiałeś się kiedyś, ile razy w ciągu dnia wracasz do tego co było ?

Jeśli masz skłonności umysłowych powrotów, nie tylko do własnych przeżyć, ale także do historii rodziny, dzieciństwa, miejsca gdzie żyjesz, do jesieni już "odbytych" i skończonych, a nie nienapoczętych - musisz sięgnąć po tę książkę. Ale ona smakuje tylko jesienią. Nie mam co do tego wątpliwości. Przeczytam ją jeszcze raz .. za rok o tej porze.

"Tak. Przeszłość i pamięć są moją ojczyzną i moim domem. Lubię upijać się w samotności i przypominać sobie minione zdarzenia, ludzi i krajobrazy. Nawet te sprzed tygodnia albo dwu. Futurologia zawsze budziła we mnie lekką odrazę, ponieważ wydawała mi się owocem tchórzostwa i dezercji, porzuceniem własnej kondycji. Nigdy nie myślałem o przyszłości jako o jakimś rozwiązaniu. Przyszłość jest zawsze ucieczką głupców. Nadchodzi, a oni muszą ją usprawiedliwiać, że nie nadeszła taka, jak trzeba, albo udowadniać, że jest właśnie taka, jak zapowiadali. Dlatego wolę upijać się w samotności albo z przy...jaciółmi i czekać, aż minione weźmie nas w posiadanie. Zawsze lepiej jest obcować z bytami skończonymi niż z potencjalnymi. Po prostu przeszłość traktuje nas poważnie, czego nie można powiedzieć o przyszłości."

czwartek, 6 maja 2010

Nachos on the moon


Visit

środa, 5 maja 2010

Sonification na CanDID Fest.

Na CanDID Audiovisual Festival w tym roku, pojawi się bardzo ciekawe doświadczenie. Jako lamus, który nieśmiało przedstawione mu fakty próbuje za pomocą rozumu ułożyć w logiczną całość, wolę zacytować:

W ramach II edycji festiwalu audiowizualnego CanDID realizowany będzie projekt „Sonification” polegający na komponowania muzyki elektroniczno-instrumentalnej w oparciu o dane z modeli astrofizycznych i kosmologicznych. - Wikinews


Moje niskie pokłady wiedzy, miernej bystrości umysłu nakazują mi skonfrontować przemyślenia o owym wydarzeniu tylko poprzez namacanie. Jako racjonalista pojawię się tam i sprawdzę to. Wam też zalecam. Jeśli coś w nazwie nosi odległe słowa: "astro" i "kosmo", to nawet najprostszy instynkt znany gatunkowi ludzkiemu pchnie mnie w ten eksperyment.

Człowiek walczy z głupotą całe życie.

Więcej tutaj :
Visit WikiNews!

piątek, 30 kwietnia 2010

FSO


FIAT125P.PL

czwartek, 29 kwietnia 2010

Domek nad rozlewiskiem

Styl architektury, tzw. Zakopiański jest ważnym elementem naszej kultury i dziedzictwa narodowego.

środa, 28 kwietnia 2010

Matthew Marks


Swiss-miss

Telero


Teletext Babez

Van Aelst


Kevin Van Aelst

wtorek, 27 kwietnia 2010

Fin


thrustprojects

Stop Racism


supergraphic

sobota, 10 kwietnia 2010

sobota, 3 kwietnia 2010

Pociąg



Film który został sklasyfikowany w segmencie kina psychologicznego, jednak śmiało nazywam go kryminałem. Piękno rodzimego kina lat 50, gdzie nie widać jeszcze tego wszędobylskiego syfu, bałaganu, gówna lejącego się z każdego kadru. Co ciekawe, film niepodszyty żadną ideologią, pizganiem czerwienią po twarzy. Klasyka filmu, sztuka filmu, sztuka zdjęć i dialogów, gry aktorskiej. Liczy się tylko wyborne kino i to daje nam Kawalerowicz. Nuta jazzu lejąca się w filmie, tak charakterystyczna dla naszego kina, prowadzi nas swoim prądem aż do świetnych plenerów na Helu.

Film łączy się klimatem z Nożem w wodzie Polańskiego,i to nie tylko za sprawą
Leona Niemczyka. To twarz ówczesnego kina. Towarzysz Wiesław nie grzmiał, jak w przypadku dzieła Polańskiego, że oto imperialny styl życia, fałszuje równość klas. W Pociągu spotykają się wszystkie klasy. Bo przecież pociąg jest miejscem wszystkich sfer, posegregowanych, oddzielonych kratami jednak wszyscy są w tym jednym pudełku. Jak w społeczeństwie. Film zalecam mocno.

niedziela, 28 marca 2010

Choć nie jest to Niesforny film, jednak dla każdego wrażliwego ducha pozostanie płaczem i łkaniem serca. "Dziewczęta z Nowolipek" w reżyserii Barbary Sass, działają niezwykle sugestywnie na własne przekonanie o przyjaźni, umiejscawianiu się w niedoskonałym otoczeniu świata. O trwaniu i zachowaniu szacunku do siebie i do innych. Cudowna Marta Klubowicz, Iga Cembrzyńska i przepiękne odkrycie - Izabela Drobotowicz-Orkisz, zjawisko pełne siły i ciepła - nieznane mi wcześniej. Tym dziwniejsze, bolące, duszące, powodujące zagryzanie warg, iże ta cudowna istota nie pojawiała się zbyt często na ekranie. Szkoda, wielka szkoda, że takie aktorstwo, magia, czar i uroda uciekły naszej kinematografii. Co prawda Pani Iza gra jakieś monodramy ale niestety, jakoś nie przypomina siebie z roku 1985 nawet w części.

Zastanawiałem się sam co tak mocno zajmuje mnie w tym filmie i jest, jest, jest. Wiem! Jedna kobieta w filmie tworzy magię, dwie to już metafizyka kosmosu, trzy to odległe, ciekawe galaktyki a cztery ?! I wiem, że przez to klimat filmu nabiera wymiaru fenomenalnych Panien z Wielka Wajdy. Męska tęsknota mężczyzn do matek, ciepła i mądrości uwydatnia się w tych dwóch filmach do potęgi drugiej. No bo w obu filmach panie są mądre, niegłupie, troskliwe, piękne, czułe co dziś już tak oczywiste nie jest. A przeniesienie ich w czasy XIX wieku, odarcie z nich współczesnych szat i wpuszczenie w suknie rodem z Bonanzy tylko tę ich cudowną kobiecość kontrastują.



sobota, 20 marca 2010

Cycaty - Cytaty

Zaczynam subiektywny przegląd celnych cytatów z polskiego, i nie tylko, kina. Większość z nich, mógłbym wydziarać sobie więzienną kolką na plecach. Także wiwat scenopisarze !

No cóż, nie mogę nie zacząć od klasyka. Filmu który mam wkręcony jako demo, jako instrumental mojego mózgu.

- Wniebowzięci -

"Tylu fajnych chłopaków zmarnowało się, zmarnowało się przez kobiety"

"Ludzie chodzą po kosmosie, a ja jeszcze nigdy nie byłem w przestworzach, nie siedziałem w samolocie"

"Co to za pijaństwo ?
- a co to pana obchodzi ?"

"Jesteśmy cali, zdrowi i w porządku"

"Życie jest piękne, niestety trzeba umieć z niego korzystać"

"My z kolegą, często wędrujemy w powietrzu"

"Niech sobie podfruwajki nie myślą, że mają do czynienia z frajerami"

"Ani okupacja, ani inne historie, nie dały mi tak, jak te dwie moje żony"

"Człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać."

poniedziałek, 15 marca 2010

Wstrząsają Dreszcze

Obraz Wojtka Marczewskiego jest historycznie ostry. Wyrazisty, dopracowany, poprawny i niepokojący. Świetny i wciągający do gry, do zabawy emocjami. Stajesz się kompanem młodego bohatera filmu, członkiem jego paczki, jego przyjacielem i współmyślicielem, by zaraz go znienawidzić, przeklnąć. Krzyczysz w sobie: "ty durniu" obserwując jego posunięcia, a przed 10 minutami chcesz go wesprzeć, utulić jego heroizm. Film się kończy, a Ty drogi widzu zaczynasz wygrzebywać w tym czerwonym aksamicie z komunistycznych bander prawdę o tamtych czasach. To cholerne niszczenie jednostek. Niszczenie innych, przez ludzi samych skrajnie zniszczonych, oszołomionych. Młody chłopak staje się społecznym eksperymentem na postawę życia. On tego sam nie wie. Jest manipulowany - najsampierw przez naturalną otulinę rodziny, ideii chrześcijanskich wartości jaką wszczepia rodzina, a na pustej i śmiesznej indoktrynacji druhów skończywszy. Podejmuje decyzję tragiczną. Zmienia te naturalne poglądy na rzecz zagubienia. Odizolowany, zamknięty za kratami, otoczony przez słuszną wiarę w Bieruta toczy bitwy. Codziennie. Przegrywa - presja otoczenia i miłość są mocniejsze. Dał się poniżyć na całe życie - nie z własnej winy.

Fantastyczne pokazanie zboczeń tych gołąbi komunizmu, posłańców równości tworzącej nierówności. Piękne, wytwarzające lęk ujęcia gołębi, kartki targanej w wodzie i fenomenalne, niespotkałem jeszcze takiego, ujęcie krótkiego przekrzywienia kamery - w momentach przełomowych. Absolutnie fantastycznie wyszedł ten zabieg.

Marczewski urzekł mnie wcześniej Ucieczką z kina Wolność. Obiecałem sobie, że poznam jego spojrzenie na świat dokładniej. Jest pełne wrażliwości.

Warto nadmienić, że film został ukńczony w 1981 roku. Wielkie przełomy, ratowanie obsmarowanego gównem systemu, czas rozliczeń i krzywd. W tym roku powstał przecież Człowiek z Żelaza Wajdy, Przypadek KIeślowskiego, Miś Bareji - to dobry rok na pobudzenie wrażliwości naszych reżyserów, tragiczny rok dla Polski.

środa, 24 lutego 2010

I jest głośno



Ostre pierdolnięcie. Jimmy Page, Jacek White, The Edge - starają się zafascynować widza swoim światem. W filmie poznajemy początki kariery każdego z nich, gdzie i kiedy pojawiła się iskra boża, która natchnęła ich do popełniania czynów lubieżnych na nieróbstwie. Smakowity kąsek muzyczny. I choć zestawienie gitarzystów może zostać uznane za niespójne i niewsuwające się w siebie jak zepsute klocki Lego, to jednak jest w tym pewna logika. Trzy pokolenia, trzy światy, trzy oblicza muzyki. Mistrz, pokrywający się szlachetną platyną pretendent do panteonu i młody gniewny. Zalecam ten materiał.

niedziela, 14 lutego 2010

Bez końca

No tak. Kieślowski lubi mieszać nawet zza światów. Obejrzałem jego film "Bez końca" i mam metrowego ćwieka w głowie. Mistrz zagmatwał mi rozumowanie, niby proste, o jego twórczości. Wszystko co widziałem było pochłaniające, zasysające uwagę. W tym przypadku mam wątpliwość. Film jest niesamowicie gorzki. Psuje najlepszy nastrój. Ale dziwne są zależności pomiędzy kilkoma bohaterami w tym obrazie występującymi. Nie potrafię na gorąco rozgryźć tych powiązań, co mistrz miał na myśli. Na pewno nie są to działania przypadkowe. Ta układanka zaczyna mnie fascynować. To taka kostka rubika, którą kręcę i kręcę w celu wiadomego zakończenia, a obawiam się, że wszystkie kwadraciki są w niej jednego koloru. W filmie widać kryzys kina połowy lat 80' - jest biednie i ascetycznie. Nie podoba mi się scenografia. Starski pływał w jakimś dziwnym klimacie lub nie mógł wykrzesać nic więcej z tego budżetu jakim dysponował zespół "Tor". No i to kolejny przykład śmiałego rozkurczenia zwieraczy cenzury - jawne odnoszenie się do tematów Solidarnościowych nie sprawiło, że obraz stał się "pułkownikiem". Dziwny to obraz, dziwny...



no i warto zwrócić uwagę na powyższy plakat. Zaintrygowani ?

sobota, 6 lutego 2010

Jedynka



No tak, Wielka Czerwona Jedynka - film Samuela Fullera wspominany częstokroć jako klasyk kina wojennego mnie niestety nie urzekł. Ten film chyba nie miał na celu odwzorowanie walk i realiów wojny. To raczej powieść moralna osadzona w realiach II WŚ. Dużo moralizatorstwa, mało krwi i fruwających bebechów nazistowskich żołnierzy. Dziwny to film. Jeżeli liczysz na kino pokroju Kompanii Braci czy Szeregowca to zawiedziesz się. Oglądałem wersję reżyserską momentami ciągnącą się jak guma Turbo po wyciągnięciu z mikrofali. Jednak jest kilka momentów naprawdę klasycznych i urzekających jak np. rozmowa na Algierskiej pustyni Schroedera z żołnierzem. Pięknie sfilmowana, świetne kontrasty.

środa, 27 stycznia 2010

BDG Attack!

O jessss, jeeesss ! jeeeeeeeeees ! 28 stycznia roku pańskiego wujek znowu będzie miał w swoim życiu styczność z magią Pink Floyd. Już jutro jadę do Bydgoszczy na The Australian Show of Pink Floyd ! Jedyny Cover Band mający możliwość grania repertuaru PF oficjalnie, robią to perfekcyjnie - i gdy PF już nie może, tam TAPFS pośle. Więc są. Abstrahując od stwierdzeń jakie słyszałem np. dziś w radiowej Trójce, że właśnie oni są bardziej Floydowi od Floydów, to zapowiada się piękny wieczór.



poniedziałek, 25 stycznia 2010

Niedźwiedź w Trójce

Media dziś donoszą, że Marek Niedźwiedzki, po kilkuletnim romansie z radiem Złote Przeboje wraca do Trójki. Jak się na to zapatrywać ? Zniesmaczył mnie swoim dziwnym odejściem do konkurencji te kilkadziesiąt miesięcy wstecz. Powiedzmy sobie szczerze - kariery nie zrobił, nie wiem czy był doceniany ponieważ tego rzeczonego radia nie słuchałem. Trójeczka świetnie sobie poradziła bez tej wielkiej persony, choć szykował się upadek. Nowa pis-władza zaczyna działać. Czy cieszyć się z powrotu ? stylu ówczesnego odejścia się nie zapomina - ale to człowiek legenda, można mu bardzo dużo wybaczyć. Niech wzbogaci PR3 - witaj Marku na pokładzie i podtrzymaj wysokie loty.

niedziela, 24 stycznia 2010

Audi

Słynna reklama na 25-lecie napędu Quattro. Audi wjeżdża pod skocznię narciarską. Legenda.

sobota, 23 stycznia 2010

Amigi czar

Odkryłem go na nowo. Jego muzyka towarzyszyła mi od dziecka. Okraszała niektóre audycje telewizyjne. To właśnie on skomponował wstępniak do Koła Fortuny w tv. Guru elektroniki, prawdziwy majster emocji.

Siedzę sobie w pracy. Jak to w piątek odliczam czas do 15.30 by uciec z tej zrujnowanej klatki i standardowo - słucham Trójki. W głośniku wypasionego radyjka Unitra napędzanego siłą cząstek elementarnych płynie sobie znakomita audycja "Prywatna kolekcja". Nie wiem kto był gościem tym razem ale zaczarował mnie dźwięk jakiejś podłej gry z Amigi. Uderzyłem się w łeb. To jest rewelacyjne i do tego wrzuca mi przed oczy obraz bliżej nieokreślony z dzieciństwa. Muzyczka zbudziła wszystkich i zaczęła się dyskusja kto to gra. Kierownica, który siedział z nami rzucił, że to Marek Biliński a utwór "Dom w dolinie mgieł"(Kiero zna się na polskiej muzyce). Podniosłem łeb który pływał w zmęczeniu w dłoniach ułożonych na kształt poduszki i zanotowałem: "Biliński". Temat obczaiłem w domu i znalazłem się na dobrej ścieżce. Wróciła muzyczna wiosna, radość i niepojęte szczęście. Vivat Marku !

Koło fortuny - dla "sentymenalnych".

Pora umierać ?



No tak. Odkładałem obejrzenie tego dzieła na później już od dłuższego czasu. Który to film o starości - we wszystkich jej czarnych odmianach. Odwlekałem, odwlekałem choć wiedziałem, że i tak muszę to zobaczyć. Świetne recenzje przyparły mnie do muru. Do rzeczy. Film kosi ostrym jak brzytwa obrazem i świetną muzyką w wykonaniu filharmoników z Warszawy. Obraz ciągnie się jak życie usychających ludzi, zwykłe codzienności i próba znalezienia radości w tym morzu wolnego czasu, kiedy czas gasi iskry w kolejnych narządach. Świetną rolę zagrał pies w postaci suki Fili (pryw. Tokaj). Piesek choć sympatyczny to jednak drażni piszczeniem i szczekaniem dość intensywnie, ale dobrze to ukazuje jak drażliwe to staje się dla owej, filmowej właścicielki. W pewnym momencie sam widz staje się osobą w mocno już podeszłym wieku i czuje to piszczenie które może stawać się wariackie. Zresztą pies staje się tu bohaterem który wrasta w byt Danuty Szaflarskiej. Jak zwykle - nie streszczam filmu, obejrzyjcie sami. Film początkowo ciągnący się jak starość, zmienia całkowicie oblicze w końcówce. Ostatnia scena poraża, przyczynia się do tego fenomenalna suczka. 90 % ludzi, łamie się w tym momencie głos. Piękne zmierzenie się z tematem odejścia. Tematem który nigdy nie będzie jasno pokazany.

czwartek, 14 stycznia 2010

Grunwald

Tomasz Bagiński stworzył obraz upamiętniający 600 - lecie bitwy pod Grunwaldem. Nieźle

czwartek, 7 stycznia 2010

Kniga



"Architektura i urbanistyka Poznania w XX wieku; pod redakcją prof. Teresy Jakimowicz" to droga i fascynująca podróż po Poznaniu, nie tylko w XX wieku, ale także przekrojowo na przestrzeni wieków wcześniejszych.Droga bo jakoś i treść kosztuje, poza tym do wydawnictwo miejskie. Pozycja obowiązkowa dla fascynatów urbanistyki, architektury miasta Poznania. Nie zrozumiesz tego miasta, dopóki nie poznasz historii kształtowania się ładu przestrzennego. Ta świetna encyklopedia odpowie nam skąd właśnie tutaj stoi most, dlaczego tutaj idzie arteria komunikacyjna, co to są ramy komunikacyjne i dlaczego nazwano je nazwiskiem Stübbena. Po przeczytaniu tej książki na Poznań patrzę inaczej, wiedząc co kształtowało tą dzielnicę, a co w założeniu miało się mieścić w tym budynku. Piękna pozycja lecz trudno dostępna. Zalecam sprawę. Czekam na taką publikację o Gnieźnie.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

KaratataraK


Sprawiedliwość trzeba wypolerować - film powoduje w człowieku dziwne, niskie aczkolwiek denerwujące i stałe napięcie. Monologi Jandy - świetne zdjęcia, muzyka, zabarwienie obrazu, klimat wiosny i te wkuwające się w uszy dźwięki budzącego się lata, te stada roześmianych ptaków ćwierkających wesoło nad nami, te świerszcze, robactwa polne i te tajemnicze, bujające się niepokojąco tataraki. Film ciężki, w 100 % refleksyjny. Denerwuje i gwałci sumienie. Niby niesensacyjny, niewciągający a strasznie uderzający po wszystkim. Po nim czułem się jak po szczerej i niewesołej rozmowie o życiu z ważną osobą.

Andrzej Wajda idzie dalej, tworząc wielowymiarową opowieść o miłości, która przychodzi za późno, i o śmierci, która zawsze przychodzi za wcześnie.
filmpolski.pl