Nie znałem tej opowieści, bo i skąd ją znać. Ostatni wielki kat Wielkiej Brytanii. Gdzieś mi kiedyś śmignęła ta historia w internecie i obejrzałem - "Pierrepoint: Ostatni kat". Film na kanwie ściskaczy serc, łkania i gorzkich żali wychodzących z kin, płaczących niewiast, współtowarzyszek, żon podczas wieczornych seansów w domu. Jednak opowieść dość ściśle trzyma się faktów. Temat nośny - rozterki moralne. Każdy ma swoje zdanie nt. kary śmierci - oglądając film, może je skonfrontować. Ciekawy epizod wieszania zbrodniarzy wojennych, pikanteria historii - kogo to rusza, ten będzie zaciekawiony. No i finał - konfrontacja z losem przyjaciela. Do obejrzenia ze względu na temat.
"Specjaliści" z branży designerskiej, PR, reklamowej, brandingowej, drobiarskiej, spirytusowej i rolnicy wieszają psy na zaprezentowanej dziś nowej identyfikacji Euro 2012. Że nie zrozumiałe, przeładowane, pro-ukraińskie, nie z czekolady i że nie ma w nim krzyża i odniesienia do chrześcijańskich korzeni Europy. Dla mnie produkt wymyślony przez biuro z Lizbony jest bardzo smaczny. Bezpretensjonalne przeniesienie do bajkowego klimatu zaczarowanego lasu, krasnoludków, magii, czarnoksiężników, elfów. Zaprezentowana inspiracja w formie spotu tylko potwierdziła moje przypuszczenia co do sensu loga. Jak oglądam ten klip to zaraz na myśl przychodzą mi gry z serii Herosi - gdzie trolle pija magiczną wodę z zaczarowanego źródła. Przesłanie jest proste - futbol to magia, radość - no bo kto by pomyślał parę lat wstecz, że za kilka lat młode demokracje (ukształtowana i wykuwająca się) będą organizować największą imprezę sportową po IO i WC.
Wpadł do mnie król. To wyjątkowa chwila, bo zazwyczaj to ja odwiedzam go. W tym roku miałem przyjemność odwiedzić go 3 razy u niego w domu. Znowu zobaczyłem jego rodzinne strony. To cudowne miejsce, stąd król jest tak wyjątkowy. Wyrósł z mozołu ciężkiej pracy ludzi z Dolnej Saksonii. Jest on u mnie domu, lecz boję się do niego podejść. Potrzebna jest celebracja, otoczka, otulina wyjątkowej chwili relaksu. Oto Beck's ! Wyjątkowe piwo przyjechało do mnie pokonując 800 km szlaków handlowych. Znad rzeki Wezery, kraju potężnej Hanzy, z serca najmniejszego kraju związkowego Niemiec .. z wyjątkowego Bremen. Miasto jest czarujące, wyjątkowe, specyficzne. Jedno z moich najszczególniejszych i najbardziej mi bliskich. Czując i rozumiejąc mentalność ludzi z północy Niemiec, poznasz smak tego właśnie piwa. Wyjątkowego i pożywnego. Beck's wypity w sercu Bremen, tudzież na prowincji wielkich pól Dolnej Saksonii smakuje gwiezdnie. Mam nadzieję, że tradycyjnie wiosnę przywitam w jego domu, tam gdzieś nad rzeką Wezerą.
Z pewnością bez Beck'sa w kieszeni ale z Beck'sem w sercu, zawitam w styczniu w Bydgoszczy na koncercie The Australian Pink Floyd Show. Potężne brzmienie kopii PF porazi mnie tym mocniej im mniejsze są szanse na usłyszenie PF na żywo. To najbliższy oryginałowi cover band PF na świecie. Hurra!
Tak drodzy moi, 20 lat wolnej Polski. Abstrahując od śmierdzącej polityki i politykierstwa, to jest aspekt o wiele przyjemniejszy. Na fali wolnościowych przemian uciemiężonego narodu, pojawiła się perła w koronie zbudowanej z pięknych kobiet całego świata. Dokładnie 20 lat temu, Polka została po raz pierwszy i jedyny (vice miss była Ewa Wachowicz) wybrana wzruszeniem piękna, tkliwością i łkaniem serc pełnych pożądania mężczyzn i pełnych zazdrości kobiet. Aneta Kręglica stała się Miss World 89'. Polska pomachała światu nie tylko Wałęsą, Solidarnością, bezkrwawą rewolucją ale także naszym najlepszym towarem eksportowym po wódzie i fanatycznemu katolicyzmowi - urodą pań. Świat odmachał nam przyjaźnie i zaprosił w pielesze świata demokracji. Fajnie, że weszliśmy pod tą kołderkę z takim pięknem.
... padają z nieba. Młyn w tym sezonie koncertowym rozpieszcza wyjątkowo. W ubiegłym roku - mały zastój. Muzyka mocno młodzieżowa i nabite młyńskie ściany. W tym roku - ambitnie. Był Biff, był Acid Drinkers a tu njusy jak ta lala. A więc już 5.12 duet wysmażony na głębokim oleju: Wojtek Waglewski - Boruta Łęczycki - akustycznie ! Fenomenalnie! Mistrz gitary i mistrz harmonijki razem w miejscu gdzie mąka wypalała się na chleb powszedni, wypalać się będą głowy entuzjastów muzyki. Kolejne spotkanie z Wojtkiem i wielka euforia. Ciekawe ile za bilety. W Lublinie za obejrzenie tego duetu życzyli sobie 60 złotych! U nas obstawiam 20 - 30 złociszy. Całe zamieszanie odbędzie się w eSTeDe. A to nie koniec. 12.02 nowego roku pańskiego wpadnie legenda umcy-muzyki Maleo Reggae Rockers w Młynie! Malejonek i spółka rozbujają tę łajbę po oceanie lutowej, najgorszej w roku pogody. Świetne posunięcie Piotra z Młyna - zróżnicowanie muzyczne jak pięciolinia. Wielkie ukłony i czekam na więcej !
No szalony łikend, Bóg jedyny i wszechmocny mi świadkiem. W piątek bastionem i enklawą wolności i niezależności stał się Młyn. Naszą przyjazną gminę odwiedził Biff - projekt Anki Brachaczek, Lesia vel. Fochmann oraz Kozłexa, Pfeiffa i Bojkota. Jak mawiają ostatnio wszechmocne media (GW, Trójka, Teraz Rock), pandemia słońca i radości w postaci wirusa AH5/BIFF1 opanowuje zdołowane krainy. Nie dziwota, że do Gniezna też się przeniosła. Jak można się spodziewać, underground w naszej stolycy jest poważany i stoi mocno. Zwłaszcza jak gra przy okazji dożynek. Także frekwencja oscylowała w granicach łatwych do policzenia na palcach kilku rąk. Nie ma usprawiedliwienia w postaci, że oto Acid Drinkers gra następnego dnia w tym samym miejscu. Zresztą aluzji do tego wydarzenia nie krył sam zespół. 10 zetek za występ tak sprawnych muzyków, którym ich tworzywo przysposabia widoczną radość, było ceną absolutnie należną. Zagrali świetnie, radośnie i pieprznie. Ze świetnie mi znanym i bliskim humorem. Swąd doświadczenia i masy pomysłów wędrował z tytoniowym dymem wokół lamp. Zakupiwszy cedeka kapeli, zebrawszy wpisy członkostwa, można było uciąć sobie pogawędkę z prawdziwą platyną niezależnej muzyki. Pięć!
MP zwiał ^ uzupełni się.
+ BONUS
Sobota to różne akcje, z wyłączeniem Acid Drinkers. Niedziela to akcja Trójka Tour z Szajse Crew. Korzystając z szoferstwa i pomocy Johna Wayne'a udałem się z nimi do Eskulapu, by sprawdzić jak w tym roku brzmią perły Trójkowego portfolio na żywo. Gaba Kulka, Dick4Dick and Czechu Śpiewa. Było miodnie. Kompletnie urzekająca Gaba, klasyczne Dicki, zwariowany Czechu. Świetna koncepcja trzech przeplatających się artystów, brak bufonowatości, luźna konwencja stworzyły niezapominalską atmosferę. Bardzo udany wieczór !
I staję do walki, tak jak poprzednio, z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partyj i stronnictw nad Polską, zapominaniem o imponderabiliach, a pamiętaniem tylko o groszu i korzyści. - Józef Piłsudski
Kto nie był buntownikiem za młodu ten na starość będzie świnią. - Józef Piłsudski
Niesamowity film na kanwie niesamowitej książki. Przyznam, że o Edwardzie Stachurze dowiedziałem się dopiero, kiedy Marek Raczkowski w wywiadzie wspomniał o swoim marzeniu z dzieciństwa. Mianowicie, chciał być samotnym wędrowcem z książek Stachury. Gdy natrafiłem na film Siekierezada, wiedziałem że muszę to zobaczyć. Nie zawiodłem się. Niezwykle psychologiczny obraz. Scenografia lasu, wiejskich chat i remizy, tworzą bardzo specyficzny obraz. Obraz samotności, melancholii w której zaczyna tonąć główny bohater. Plejada aktorów o robotniczo-menelskim aktorskim życiorysie, którzy zagrali piękne role ludzi bogatych, milionerów wewnętrznej wartości. Zalecam. A do Stachury wrócę w formie książkowej. Na pewno warto.
Korzystając z czasu rekonwalescencji chorobowej, nadrabiam stracony czas na naukę, wykorzystując go dla polskiego kina moralnego niepokoju z końca lat 70'. Pod mój własny pręgierz nasunął się film w reżyserii Kieślowskiego "Przypadek". No i co? pierwsze 5 minut filmu i wiem, że to Kieślowski. Muzyka, ujęcia. Wszystko jasne. Oczywiście pominę streszczenie scenariusza, film jest przewyrazisty. Bardzo umiejętne wplatanie kilku kontekstów, daje nam obraz bardzo ostry. Urzekł mnie szczególnie kontekst historyczny (Latające Uniwersytety, SB, paszporty, teczki)i wygląd człowieka na tym odhumanizowanym tle. Tle beznadziei zboczonego systemu socjalistycznego. Koniec filmu zupełnie "inny" - nieopisywalny, banalny, bez sensowny. Teb sens trzeba nadać sobie samemu. Przekonywujący Linda, niepokojący Łomnicki, profesorski Zapasiewicz. Przez cały film przetknięta pięciolinia z nutami Kilara. I tylko ból, że dzisiejsze polskie kino dokonuje zbiorowego gwałtu na tej pięknej wspólnej karcie historii. Bo kiedyś te dzisiejsze gnioty produkowane przez TVN będą szeregowane obok "Przypadku". Zalecam sprawę jak ktoś ma dużo czasu (film trwa 2h).
Karierę robiła równo rok temu. Była gwiazdą, na ustach polityków, dziennikarzy. Pokazywała swoją oszałamiającą karierę w skali globalnej. Jej sława maszerowała z kontynentu na kontynent. Dzięki niej wąska grupa ludzi stała się bardzo bogata. Ona znowu powraca, jest w tv, radio, internecie, prasie, na ustach wszystkich w pracy ...
Pomijając fakt cudownej grafiki, której stworzenie w corelu, tudzież photoshopie zajęło designerowi z pewnością dużo czasu, to w połączeniu z bohaterem zdjęcia tworzy cudowną całość. Zdjęcie mnie urzekło. Grzesiu taki bezbronny, odbezpieczony, bez gardy, zdaje się wołać: "pomóżcie mi, wezwijcie taksówkę". Oj Grzesiu, Grzesiu. Cudownie. Kiedy ze mną polejesz lufę ?
Tym razem, z jesienną deprechą walczyliśmy w wersji triple. I jak zwykle udowodniliśmy sobie, że jesteśmy bandą kretynów, prymitywów i targają nami niskie pobudki. I standardowo mamy to w dupie.
W niedzielę odbył się koncert mistrza wielu instrumentów, a już na pewno mistrza Sitara Lucjana Wesołowskiego. Człowiek renesansu, podróżnik, muzykolog, mentalnie bardzo harmonijny człowiek. Poeta pozytywnego umysłu. Mimo, że muzyka dalekiego wschodu jest dla mnie ciągle abstrakcyjną i obcą formą, to dźwięk i energia sitara wytwarza w duszy jakiś nieokreślony przypływ, cknienie. Fenomenalna gra, fenomenalne zagrania, szarpania strun. Z tej muzyki bije czysty rock. Świetne! Choć do końca koncertu dotrwało 12 osób, to jednak dostały strzała w mentalność do końca życia. To była świetna lekcja. I mam nadzieję, że mistrz Lucjan się bezczelną frekwencją nie zraził.
Listopaździernik w pełni. Kiedyś historyczna "Polska złota jesień", dziś "Polska słota jesień". Błoto po kolana, deszcz od 3 tygodni zmywa ten syf do rynsztoka, ten zapycha się tą zgniłą materią, która miesiąc temu waliła chlorofilem po głowach. Dziś wali smrodem drożdży i próchnicy rozkładowej. Szalenie miło. Więc Brandy w dłoń i ruszamy znowu na objazdy piesze po naszej przyjaznej gminie.
Murzyński fantom po gwałcie, poczuł zew ekshibicjonizmu więc zawitał na wystawę.
No i Hey z najnowszą płytą już okryło się platyną. I to w dniu premiery. Przyłożyłem do tego rękę wykupując pudełko-cegiełkę na rzecz rozepchania prywatnych kont członków zespołu. Za kilka dni na pewno płyta pokryje się znowu szlachetnym nalotem z platyny, może nawet trzykrotnie ?
To były świetnie zainwestowane pieniądze, platyna jest w cenie. Choć w łikend łyknąłem równowartość czterech takich płyt. Gdyby dane z ZPAVu doszły do soboty wieczór, to zainwestowałbym w fundusz Heyowy. W końca platyna cenniejsza niż złoto.
Słuchałem i wiem, że to tkliwa płyta, ckni się. Do miłości, do seksu, do bycia dual. To Kaśce zawsze wychodziło. Gratulacje.
I już po. Bilet nie zdążył zżółknąć. Został porwany, ale dopiero w Eskulapie. Na sam wpierw, zastanowiło mnie to, że Coma gra drugą, ogólnonarodową trasę w tym roku. Wiosenna była bardzo udana, obawiałem się jednak przesycenia gdy ruszy jesienna. Miałem rację i nie miałem. Wtedy promowano Hipertrofię, a co mieli pokazywać teraz ? Niestety odbiór całego widowiska spierdoliła dzietwa gimnazjalno-licealno-pierwszo roczniko studencka. Bardzo próbowali pogować, przepychać, szczególnie dostawali do tego chęci w wolnych, refleksyjnych utworach. Ale przecież kiedy Roguc z zespołem płyną w popołudniach bezkarnie cytrynowych to aż rwie się do napierdalania wszystkich dokoła. Szczególną oznaką kozactwa i hasła sex, drug & rock'n'roll jest napierdalanie dziewczyn, wyzywanie Roguca i konstruowanie fali upadających na ziemię ludzi. Fajnie. Zupełny odwrót - 2 tygle temu: Kazik na Żywo, pod sceną napierdala starszyzna, jest wesoło i bezpiecznie (średnia wieku jak rocznik dobrego wina) młode październiki nie mają co szukać więc stoją pod ścianami. Wczoraj na odwrót, dojrzałe wina stoją z tyłu i pod ścianami a młode październiki sieją swąd pod barierkami. Dzięki temu stojąc pod ścianą mogłem oddać się kontemplacji muzyki, śledzenia poszczególnych linii melodycznych. Dzięki, że młodzież dostarczyła mi tylu satysfakcji.
Witos udowodnił, że należy do najlepszych technicznie gitarzystów jakich matka polka wydała na świat, w tą czarną, żyzną glebę. Kto twierdzi inaczej, musi być wyjątkowym ignorantem. Ten facet robi fantastyczne postępy! Kurde, przecież to widać bardzo ostro. Przyglądanie się gitarze Witczaka to melodia, siatkówka, rogówka i wszelkie komórki w oczach toną w całym tym śluzie ocznym. Szkoda, że repertuar znowu spadł głęboko w stare płyty. Rzadko grana jest Hipertrofia, nie ma szans usłyszeć Archipelagów live co zubaża koncertowe danie. Bardzo. Koncert mało trzymający się formalnych układów, dużo luzu, odejść, pomyłek, zagrywek. Solówki, potówki, humorówki. Panowie mogli sobie folgować, Roguc divingował nad publiką, przekomarzał, wciągał w psychologiczne pyskówki. Jakoś dziwnie, ale swojsko. Dobrze jednak. Tym razem Coma pokazała inne oblicze. To wzbogaca ich obraz.
Tak to wyglądało. Więcej tego typu gówna z komórki u mnie na YT. Klik z menu po prawej stronie.
Bardzo specyficzny obraz Aleksandra Ścibora-Rylskiego. Urzekające plenery Poznania lat 60'(Wilda, Warta, św. Marcin, Królowej Jadwigi) i niesamowita nostalgia "Ludowej odwilży" postalinowskiego otwarcia. Piękny Jelcz Żubr, piękne kamienice, piękne kobiety i psychologiczna fabuła. Emocje wysokiej próby. Zwraca uwagę, dość nietypowe dla polskiego kina tamtego okresu, swobodne emanowanie nagością. Powiało światem - a do tego urokliwe role Barbary Brylskiej, Magdy Zawadzkiej i Elżbiety Kępińskiej (prywatnie żony Mieczysława Rakowskiego) . Wzbudziłyby nawet Janka i Zdzicha. Szkoda, że oni dwaj nigdy w tym poznańskim plenerze nie wystąpili. Obraz zalecam (pokazać zgorzkniałym rodzicielom!)
Właśnie natrafiłem gdzieś w necie na teledysk promujący singiel z nowej płyty Hey. "Kto tam ? Kto jest w środku?" - sam utwór do bani nie jest. Absolutnie! Rzeknę, że nawet udany i perspektywiczny, choć w "elektro-technicznym" stylu z ostatnich solowych płyt Kaśki (N/O, UniSexBlues). Ja już, w przeciwieństwie do zrzyganych recenzentów, wyzbyłem się nadziei na ostre rockowe granie, wszystko zmierza do syntezatorów, tylko wspomaganych werblami. Zespół ewoluuje, prawo artysty. Ewoluuje Chylińska ze swym pop-srop, niech ewoluuje Hey. Przesłuchaj sobie dyskografię i patrz. Patrz na ucieczkę w syntetyki, w zwoje kablowe, w samplery. Nie jest to zły kierunek. Biorąc pod uwagę ilość lat Hey na scenie, gdyby ciągle grali żylety (jak życzyłby sobie tego Banach) to śmiało powiedziałbym, że stoją. Eksperyment i różnorodność są Prozackiem w przysadkę mózgową dla świadomości kapeli. Dla kierunków. Jestem przekonany, że na nowej płycie będzie ostro ale cały czas, zgodnie ze spojrzeniem w stronę syntetyku. Będzie dobrze.
Klip jest do bani. Jak pisał jakiś spamer, Małaszyński gra w kulki, Małaszyński pije wino, Małaszyński jeździ na skuterze, tylko po co to. Hey zawsze miał anty wideoklipy. Tutaj zachowuje konsekwencję. Od zawsze. Nie spodziewałem się niczego innego. Idealnie pasuje tutaj klip animowany. Nie wymagam za dużo ?
"Straszne się tu chamstwo zjeżdża z całego świata" - wyszarpnąłem facetowi zakupioną płytę na Allegro, nie kwapił się z przysłaniem. Nic tak nie wali w mózg jak chęć złapania czegoś w łapska, a prozaiczna nie możność ogranicza te swobodę. Jest! Już mogę odłożyć ją na półkę. Niewiele rzeczy daje tyle radochy jak tchnięcie życia z zakurzonej blaszki kilka razy do roku.
Pozostając w Gabklimacie, na horyzoncie pojawia się duet Kulka/Kucz. Wsparcie radiowej Trójki już jest, płyta za dni parę. Każdy prawdziwy niesforny winien to posłuchać. I nie koniecznie do jabola. Zalecam sprawę na te wieczory, gdy smoła zalewa okna już o 18.30 - Zabawa dzieciaki ! :F
A ja odpalam Smirnoffa Black i spadam poza świadomość. Piss
Choć tę książkę skończyłem pochłaniać już spory czas temu, to już jestem myślami do powrotu w te rejony Syberii, widzianej oczami Jacka Hugo-Badera. Poprosisz mnie o cechy dobrego dziennikarza ? najlepszego ? bez wątpienia ma je wszystkie Jacek, nie dziwi mnie, że swoje miejsce znalazł w Gazecie Wyborczej. Wpasował się w tą zdroworozsądkową linię, falę, bardzo łagodnie, harmonijnie. Podziwiam także Hugo-Badera jako człowieka, który ma w sobie tyle cech wartościowych, które powinny być moimi cechami. Jego "Biała gorączka" jest fascynującym turlaniem się w beczce niesamowitych ludzi i miejsc. Czuje się to na każdej stronie, ten zapach tajgi, smród alkoholu, potu, rzygowin napotkanych ludzi. Obraz Rosji, Mołdawii i Ukrainy wyłania się wybitnie krzywy, przegniły i bezsensowny. Gdzie jest sens codziennego bytu, skoro wszystko jest przemoczone etylem ?
- Dlaczego Ewenkowie tak się zabijają ? - pytam tę starą radziecką pedagog. - Wódka ! I od razu łapią za noże. Kobiety nawet. U nich, jak która kogoś nie zabije, to nie Ewenka. Najlepiej Ruskiego. Jak się krwi napije, już jest swoja. Sama Ewenka mi mówiła, moja pomoc w internacie. Okna w domach powybijają, wszystko połamią, poniszczą, potem idą do sowchozu albo sielsowieta, żeby im remont zrobili. Albo opije się taki, usiądzie na środku drogi i siedzi. A samochody muszą objeżdżać. A jeden głupi upił się i tak samo usiadł na torach, Myślał, że pociąg też go objedzie. Bamnacki chłopak. Cały dzień jechał do magistrali, żeby posiedzieć na torach - Co z nim ? - Nogi mu obcięło - smieje się ciocia Wala.
I jeszcze z filmu dokumentalnego "Jacek Hugo-Bader - korespondent w Polszy" dla uzupełnienia klimatu książki:
Rosyjska kobieta to wdowa. Średnia długość życia rosyjskiego mężczyzny to 56 lat. Prawie 20 lat mniej niż w Polsce. Wszystko przez wódę. Na Ukrainie i w Rosji, wśród dziewcząt, w cenie są chłopcy nierosyjskiego pochodzenia: Polacy, Niemcy, Tatarzy, Żydzi bo oni mniej piją. (...)
Wymowny film Janusza Nesfetera, dotykający problemu alkoholizmu, wyalienowania, rozbicia i wszechogarniającego rozkładu. Na początku stwarza wrażenie banalnego, nieudanego. Z czasem ten banał ukazuje koszmarne życie rodziny alkoholika, rozkład emocjonalny, ból psychiczny, który w finale staje się nie do zniesienia. Polecam choćby ze względów emocjonalnych, by przypatrzeć się popularnemu, a nie zawsze dogłębnie poznanemu problemowi. W tym filmie cierpienie pisze się przez wielkie "C", bo dotyka nastolatków, które emocjonalnie są jeszcze dziećmi. Do panteonu aktorskich mistrzów dopisuję Grażynę Michalską i Henrykę Dobosz.
W rozpiskę koncertową wkradają się nieśmiale nowe pozycje.
- 16.10 (piątek) Lao Che w Młynie i/lub Nagły Atak Spawacza w Lokomotywie - 23.10 (piątek) Coma w Eskulapie - 07.11 (sobota) Kult w Arenie (nowość!) - 14.11 (sobota) Voo Voo na Starym Rynku w Poznaniu (nowość) - 15.11 (niedziela) Gaba Kulka & Dick4Dick & Czechu Śpiewa w Eskulapie
Będzie ciężko ogarnąć, i organizacyjnie, i finansowo. Djengi się kurczą, potrzeby rosną. Niedługo wychodzi nowy Hey, jeśli się nieznośnemu spodoba to i listopadowy koncert było trza odwiedzić. Ciężkie czasy, ciężkie ... w mordę.
Cudowny film, z cudowną obsadą, z cudownego okresu polskiego kina. Młody Gajos i świetna intryga. Choć wszelkie serwisy naszej kinematografii nie wymieniają gatunku - komedia, to z pewnością jest to ta weselsza wersja sztuki filmowej. Śmietanka przedwojennego aktorstwa, sceny niczym w teatrze telewizji. Najwyższy znak jakości ! Pięknie spędza się czas skupiając zmysły na tym obrazie.
"Mateusze Trójki" wręczone ! Znane hasło: "Trójka przekracza granice" - związane z popularną audycją, tym razem rozbłysło w nowym wymiarze. Gala wręczania niezależnych statuetek za rok 2009 odbyła się w wersji wideo na żywo, prosto na stronie Polskiego Radia. Miłe posunięcie, co z sympatyczną, godzinną galą przyniosło ukojenie w ten zimny wieczór. Zaskoczenia nie było. Artystką roku Gaba Kulka, która wystąpiła z mini recitalem. Na początku trochę spięta, po zagraniu Kary Niny już mocno nakręcona, płynęła. Nagroda za całokształt twórczości dla Muńka Staszczyka, który zabłysnął dobrą formą muzyczną i teksańskim kapeluszem, prosto z hotelu Hilton w Dallas. Zaskoczenie ? Jednak było. Dwu krotnie. Wspólna piosenka laureatów - Gaby i Muńka "Gabuniek" w repertuarze T.Love - "Jazda". Wyszło naprawdę fajnie. No i niespodziewany, szemrany i ukrywany Mateusz dla prowadzącego galę Wojtka Manna. Redaktor Dracula kompletnie nic nie wiedział, że Akademia Muzyczna Trójki przygotowała taki numer w pełnej konspiracji. Mateusz specjalny spoczął w godnych rękach. Żadne mariaże z Radiem Kolor nie są w stanie nawet w ułamku procenta zatrzeć legendarny byt w PR3 Wojtka Manna. Sympatyczny wieczór, bez nadęcia, przepychu.
Koncertowo, koncertowo ... W całym jesienno-zimowym gnoju aury, jest rzecz która pozwala przetrwać, przezimować, jest światłoterapią. To muzykoterapia (z alku i bez). Najlepiej w wydaniu koncertowym. Sporo już się na tym poletku we wrześniu wydarzyło a będzie jeszcze więcej. Najbliższe plany, z takich większych, zaplanowanych eventów (jak ma ktoś ochotę to pisać, pojedziemy razem):
- 16.10 (piątek) Lao Che w Młynie i/lub Nagły Atak Spawacza w Lokomotywie - 23.10 (piątek) Coma w Eskulapie - 15.11 (niedziela) Gaba Kulka & Dick4Dick & Czechu Śpiewa w Eskulapie
W trakcie organizacji i naganiania są jeszcze Kult (Arena), Woody Alien (Kisielice).
Do tego marzę o występie DAGADANA, to trzeba koniecznie w tym roku zorganizować!
Łikend padł. Padłem ja. W piątek, zgodnie z mocnym postanowieniem odpoczynku, nie wylazłem z domu na metr. Zlałem knajpy, kumpli, wóde. Ominęły mnie momenty z których narodziłyby się anegdoty na stare lata. Energia skumulowana na sobotę i niedzielę. Sobota - koncert Woody Alien w Alphie. Prezent od Szajse i John'a W. Potężny brudny bas i piekielna perkusja. Żadnych efektów - surowe brzmienie. Daniel Szwed na werblach pozostawił potężne wrażenie, czułem duch Steva Copelanda. Podziwiam organizatorów, podziwiam chłopaków z WA, że zechciało im się wracając z koncertu w Sopotu zajrzeć i zagrać dla garstki ludzi w Gnieźnie. To jest potęga ! To jest godność muzyka. Dzięki !
Jeszcze jeden film z WA na moim kanale YT.
Po koncercie, afterek na BBQ party by Borson & Szajse. Na Kaliningradzie. Świetne zakończenie wieczoru, wśród wódy, muzyki, ognia i pozytywnych przeżyć. To pierwsza edycja Borsonowych melanży na której byłem. Sława owych spędów jest wielka i złota. Cieszę się że tam byłem !
Niedziela to KNŻ live @ Eskulap. Konkretna ekipa od Skrzata i wypad w 7 osobników do Posen, na miejscu dołączył weteran Janek. Kazik w lepszej formie aniżeli miałem okazję patrzeć na niego w lutym w Toruniu. Ubyło parę kilo (może to efekt zaprzestania zjadania na śniadania golonki) co w jakimś stopniu polepszyło dykcję i ruchliwość przepony. Kaziu ostro sobie poczynał przy ekstremalnie szybkich wersjach Legendy Ludowej i Taty dilera. Przygotowania do fajerwerków związanych z premierą nowego Kultu, wyszły dużemu Kaziowi na dobre. W lutym był strasznie zapuszczony. Wreszcie przypomina chłopina tego Kazia sprzed lat. Fajnie, że chłopakom się chciało. Zupełnie odmienne miałem wrażenie po pierwszym koncercie reaktywowanego KNŻ. Bawili się oni, bawił się Poznań. Chwała i optymizm. Piękny, ekspresyjny wieczór.
Na fali Kazikomanii udałem się w dzień premiery do lokalnego Empiku po świeżutki egzemplarz Kultu. Trochę by zadać kłam całemu temu zamieszaniu z wyciekiem materiału. Nie będę wnikał w moje głupie rozterki ograniczające się do balansowania obu stron konfliktu (downloadowców i artystów)- szala jest równa, tylko artystów okradają i wytwórnie, i słuchacze. Wytwórnie okradają słuchaczy zaporowymi cenami na krążki,a ci przeklinają na artystów, że dojebali naklejką w myśl "Polska jakość - Amerykańska cena". Płyta leży przede mną i to się liczy.
Ostatnie dni debatowano szumnie w modrym Krakowie nad kulturą polską. Że niby upadły produkt. I tak wędruję sobie po Empiku - Gaba Kulka 34,99 PLN, Maklakiewicz & Himilsbach też, Kapela ze wsi Warszawa - nie wspominam .... Kult: 29,99 PLN! Tą cenę rozumiem. 30 złotych to dobra cena za kulturę - zarówno książkę jak i płytę CD. A tu Pilch kawałek dalej (kilkadziesiąt stron, format książeczki do nabożeństwa) 35 złociszy. Złote słowa muszą tam być. Nowego Stasiuka którego zamierzam kupić, opatrzy cena z czwórką z przodu. Kultura. Kultura dla mas ? pod strzechy ? Kultura dla salonów. A tu taki Woody Alien za 0 złotych! tak, tak !
Na marginesie - Olo już jest w galerii słuchaczy Trójki. Jesteście tam wy ?
W środę Trójkowe "Mateusze 2009". Live od 20.05 po serwisie informacyjnym. Poprowadzą Artur Andrus i Wojtek Mann. Trzeba posłuchać i uzmysłowić sobie kto najlepiej działa w sektorze niezależnym. Vivat !
Świetny obraz oparty na jeszcze lepszym scenariuszu Romana Bratnego. Niezwykle przejmujący kołowrot losu, jaki dotyka głównego bohatera (Pawlik)- sprawia wrażenie aż nieprawdopodobnego pecha. Świetna rola zmysłowej Marii Wachowiak mimo, że w niby mało zmysłowej roli zbiegłej węgierskiej żydówki. Polowanie, które jest epicentrum całego filmu, oddziaływuje zarówno na wydarzenia na początku jak i na niewyjaśniony koniec filmu. Szkoda, że nie wiadomo co stało się bohaterką, czy to ucieczka, czy samobójstwo - brak mocnego akcentu, prócz kłamliwego (w końcu film z 1963 roku), przyjaznego, propagandowego zachowania radzieckich sołdaków. Wielki film i wielki scenariusz. Zalecam !
Travis:" (do lustra) Co? Co? (wyciąga broń) Szybciej niż ty, ty pierdolony... Widziałem jak idziesz, jebany... obesrańcu. (chowa broń) Ja stoję tutaj, rusz się. Rusz się. Twój ruch. (wyciąga broń) Nie próbuj tego, ty chuju. (chowa broń) Do mnie mówisz? Do mnie mówisz? Do mnie mówisz? W takim razie do kogo ty, do cholery, mówisz... Do mnie mówisz? Jestem tu tylko ja. Ty myślisz, że do kogo, kurwa, mówisz? O tak? Dobra. (wyciąga broń)"
Dostałem w twarz. Dostałem w twarz dwa razy. Po pierwszym uderzeniu nie miałem nawet chwili by ochłonąć, wstać. Oberwałem w mordę drugi raz. Pierwszego strzała otrzymałem w czoło od KAMP! Trochę później od Tube. Nie bolało. Zdzich Maklakiewicz zwykł mawiać, że grając w teatrze, stara się grać tak by trzymać widzów za mordę. Oni trzymali mnie oburącz. Dzień drugi CanDID Fest zazębiony organizacyjnie. Muzycznie - fascynująco. W kark przywalił mi jeszcze Mr.S. Muzyką i chorą koszulką z neonem. Fascynujący łikend. Bardzo ubogaca czas w którym spotykasz dziesiątki pozytywistów, to daje energię, to daje kopa. Wzbogaciłem się mentalnie w te dwa dni. Obcowanie z tymi wszystkimi ludźmi, wnętrzami, muzyką zmazało całe gówno tlące się we łbie. Więc łba nie trzeba ścinać. Wielkie uznanie dla Konfraterii Teatralnej i Szajse za cały ten burdel. Jesteście Karolami Marcinkowskimi dzisiejszych czasów. Do zobaczenia za rok!
KAMP! widziany soczewką mojego telefonu na CanDID.
Więcej moich filmików z imprezy zwyczajowo na www.youtube.com/user/wujekdobrarada
Po tygodniu zmagań z całym festiwalowym bałaganem, syfem do którego doprowadził nieład PKP, udało się ruszyć z całym cyrkiem. Jestem podbudowany zapałem ludzi którzy pomogli przy organizowaniu całej zabawy: przyjaciół, znajomych Szajse Rec. Widać było, że każdy kto włożył część swoich starań by wszystko dopiąć czuł się odpowiedzialny nie mniej niż John Wayne - pomysłodawca i papa całego zamieszania. Przez cały pierwszy dzień festiwalu wszyscy pracowali by wpadek było jak najmniej. Wiadomo, wpadki muszą być. Rozdziewiczenie, czy też rozprawiczenie w dziedzinie organizacji wielkiego festu jest tak samo pewne jak to, że wszyscy umrzemy i nie unikniemy płacenia podatków. Wpadki były, początek zajścia był mocno nerwowy, dziesiątki czynników wypadały z jakiejś puszki pandory, choć niby wszystko było dograne. Tam ktoś zawalił, tam ktoś olał, tam ktoś nie dopowiedział. Wiedzieli o tym tylko organizatorzy - przybyli tego nie odczuwali. Na szczęście pełne zaangażowanie gawiedzi potrafi zbudować konstrukcję dobrze działającą. Gdy pojawiał się problem natychmiast zjawiało się kilkoro znajomków chętnych do wyciągnięcia pomocnych łap. Chwała! Z minuty na minutę odnosiło się wrażenie, że wszystko się zazębia i pojawia się długo oczekiwany spokój. Wreszcie poczułem klimat miejsca i muzyki - wyglądało to naprawdę dobrze. Wuchta znajomych, dobre piwko i pozytywny klimat. Nie przeszkadzało nawet to, że do kibla na odlewkę stało się czasami w kolejce. Miejsce jest świetne. Lepsza byłaby tylko stara kamienica z zapuszczonym podwórkiem. Rozmawiałem z dziesiątkami ludzi - wszyscy kazali przekazać Szajse przyjazne poklepanie po plecach, oni naprawdę na takie wydarzenie w tym mieście czekali. Wszyscy byli podnieceni i obiecali że wpadną także dziś. Pochwały szły od moich znajomych, obcych, pijanych, artystów z estrady. Dosłownie każdy chwalił - więc czym był przy tych pieśniach pochwalnych stres przed imprezowo-organizacyjny ? Szykuję się na dziś. Będzie świetnie, wszyscy na scenie ponoć dobrzy, ale wiadomo: wszyscy czekają na KAMP! nie trzeba tego wymawiać, to czuć. Do zobaczenia w środku, będzie jeszcze lepiej niż wczoraj.
Dziś skorzystałem z zaproszenia Johna Wayne i udałem się w roli kontrolera robót na teren zwierzęcego eksperymentu muzycznego - CanDID Fest. Jeszcze nie zgliszcza, jeszcze nie ruina ale nadgryzione zębem czasu, usmolone smarem bólu parowozów ściany robią fantastyczne wrażenie. Cały teren śmierdzi historią i industrialną zadyszką żelaznych maszyn i czynnika ludzkiego je obsługującego. To będzie wielki fest. Sala główna ma świetny wygląd, miejsca na zewnątrz również nie braknie. W tej chwili trwa wykaszanie kniej i chaszczy, wycinanie wszystkich niebezpiecznych przedmiotów, prętów, łamaczy nóg.
Wykonałem kilka zdjęć terenu Parowozowni przed większymi zmianami lecz w celu dochowania tajemniczości miejsca zbiegowiska nie ujawnię nic co by zdekonspirowało efektowność murów. Dla wyostrzenia smaku dodam tylko kilka szczegółów które znokautowały mnie swoją subtelną tkliwością miejsca...
... Świeże EB
W sobotę odwiedzając z gdyńskim kuzynem Poznań nie można było nie zauważyć plakatów promo fest. Są wszędzie ! kawał świetnej kryminalnej roboty przy rozklejaniu makulatury. Ratajczaka, 28 grudnia, Plac Wolności ... wszędzie.
Oto trafił do mnie świeży, pachnący i elektryzujący spocik ukazujący CanDID Fest utworzony łapami ludzi z Hate Design dla Szajse. Patrzta w widjo i miejta widjo !
Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej informuje, że następuje przerwa urlopowa do dnia 10.09.2009. Ostatnie plenum odbyło się dziś i minister niesforny udaję się na rekonwalescencję do +cenzura+. Jednocześnie minister informuje, że jeśli ktoś ze znajomych ministra byłby w okolicach Zatoki Gdańskiej ten może prosić o audiencję propagandową w jednej z Trójmiejskich tawern.
Bo z morzem nie przelewki bracie, z morzem nie ma jaj. Zachowaj więc powagę na pokładzie czy wśród fal. - Tymon Tymański
Jest! Oto on! Candid Festival! Pierwsze takie wydarzenie w Gnieźnie ! Nowa marka na krajowym poletku elektroniki i wizualizacji, sygnowana przez Szajse Records. Zlot gawiedzi tańczącej, muzykalnej, przełamującej posrane konwenanse. Oto w zrujnowanych, industrialnych wnętrzach starej parowozowni PeKaPe dokona się ostatni "zajazd na Litwie". Przed przejęciem zabudowań przez wielkie konsorcjum handlowe, mury ociekające smarami znów poczują tęgi żywot potu, huku ... nie z maszyn. Z ludzi. Równomierne pulsowanie wszelkich śrub, belek stropowych, urządzeń metalicznych, rytmiczne falowanie popękanych szyb w oknach przypomni świetliste czasy sanacyjnej rzeczywistości kraju, gdy z tejże parowozowni odjeżdżały lokomotywy do Austro-Węgier, Prus, carskiej Rosji. Poważne ukłony w stronę Dzionasa który to wszystko w swoim chorym mózgu wymyśla, spina, dogrywa i odpala. To będzie wielka sprawa. Nie wiem jak wy, ja tam będę. Relacje i fotki będą do zobaczenia tutaj. Jeśli jest ktoś zainteresowany spoza Gniezna przyjazdem niech nadaje do mnie alfabetem Morse'a i Braille'a. Zaglądajcie koniecznie na http://www.myspace.com/candidfestival po więcej info.
I z rana gruchnęła wiadomość, że oto Gaba Kulka będzie posiadać własną autorską audycję w PR Euro. Czego się spodziewać ? Myślę że żywiołowość Gabrieli pociągnie wszelkie świadome masy. Sam jest ciekaw muzycznych horyzontów Gaby, gdzie mnie one zaprowadzą. Mam tylko nadzieję że ten radiowy projekt nie zniekształci przyszłej twórczości Kulki. Nie za wcześnie na autorskie debiuty ? Oby nie! Trzymam kciuki i nastawiam Radio Euro.
"My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor."- Józef Beck
Zahaczyłem swój czas o aktualizację mojego kanału na YouTube. Odświeżyłem układ, wygląd i treść. Ku lepszemu przeglądaniu całości. Skleiłem tło z motywem kasety Stilonu którą to miałem w avatarze profilu. Wypieprzyłem bezsensowne moduły zapychające całość. Stronka nieźle się skróciła a dzięki nowym funkcjom kanałów łatwiej wszystko objąć wzrokiem i znaleźć to co mnie i was interesuje w treści.
Chceta to wpadajta na TerrorUndergroundMusicTV by Olo
Od dłuższego już czasu staram się odkryć to co w polskiej kinematografii zostało zapomniane. Odkryć arcydzieła gnijące w opasłych archiwach wszelakich instytutów, TVP itp. i nie mające szans pojawienia się w telewizji. Przed północą. Idąc tropem wyznaczonym przez inżyniera Mamonia, że w polskim kinie nuda, zagłębiam się w poszukiwaniu tejże nudy. I o dziwo! tej nudy cholernie mało. Ku uciesze. No bo tak. Filmy oceniamy po ilości i długości momentów przy których można przyciąć komara, a czasem nie wiemy ile tych momentów było odzyskując nagle świadomość przy napisach końcowych.O ile przy oglądaniu takiej, dajmy na to, Walkirii z Tomem Cruisem można z trzy razy stracić świadomość i odejść do krainy wiecznych snów, to już w przypadku filmu Korczak zmysły pobudzają organizm przez cały czas. Recepta na obraz przejmujący ? Prawdziwa historia fascynującego człowieka, Wajda, Starski, Holland,Kilar, Prochyra, Pszoniak i plejada wiecznie dziecięcych gwiazd polskiego kina. Abstrahując. Z tymi ostatnimi jest taki problem, że jeśli debiutują w kinowych produkcjach w wieku mocno niedojrzałym, to w świadomości widza zawsze pojawiają się jako aktorzy dziecięcy. Do grobowej deski jednych lub drugich. Tak jest z Wojeciechem Klatą czy Adamem Siemionem. Ale to jest kontekst obecnego kina. W Korczaku zagrali przejmująco. Nie będę tutaj streszczał scenariusza ani życia "dużego doktora". Chcę zwrócić uwagę na świetny obraz poniesiony fenomenalnym tematem. Odrzucam wszelkie kontrowersje jakie ten film wywołał w głowach producentów bo zupełnie mnie to nie interesuje. Tak jak to, że Francuzi dokonali na tym dziele zbiorowego gwałtu przyklejając mu nieprzyjemną etykietę. Zrzucam tą etykietę a przyklejam własną: "Obraz najwyższego poruszenia świadomości".
No i stało się. Poznań podobno know-how więc dziwić nie powinno, że wiedzieli jak ściągnąć do siebie Radiohead. Wszystko pod zgrabną przykrywką "pro-eko": "Poznań dla Ziemi". Bądź co bądź - przyjechali. Od początku wahałem się czy zakupić bumagę na ten event. Nie interesowały mnie miejsca dalsze tylko pierwszy sektor. Jak się bawić to się bawić. Lecz cena biletu na najbardziej ściśnięty sektor uświadomiła mi, że aż tak wielkim fanem Radiohead nie jestem. Myliłem się. Żałuję. Postanowiłem dziś mimo wszystko pojechać choć na chwilę na poznańską Cytadelę i uczestniczyć jako bierny widz w tym spektaklu. Wyłapałem Borsuka na kwadracie i pognaliśmy Wółgą na Poznań. Zdobycie Cytadeli w ekscytacji usłyszenia znanych mi kosmicznych dźwięków RH zapewne zbliżyło się z ekscytacją jaka wzniecała rzesze Polaków gdy ową Cytadelę opuszczali ostatni niemcy w 1945 roku. Jakby nie patrzeć - wydarzenie. Odziwo, odbiór koncertu zza płotu, niemal bez skazy. Wuchta wiary koczująca w całym parku na trawie i słuchająca wycie Yorka. Sam walnąłbym się na trawie, zamknął oczy i dał się zassać w czarną dziurę z Radiohead. Czas gonił. Auto zaparkowane gdzieś w kniejach więc wolałem za długo się nie włóczyć. Okopałem się na lekkim wzniesieniu za płotem. Widok ? Pół sceny i telebim. Nieźle. Muzyka ? Jak z płyty! Potężny głos Thoma. Niewiarygodne, ale czystość wykonania porażała. Trudno wyłapać różnice pomiędzy tym co na płytach, a tym co na koncercie. Perfekcyjny głos! Wielka moc!
Scenografia. Niby oświetlenie LED a efekt fenomenalny. Telebimy - z podziałem na sylwetkę każdego muzyka .. Czuję, że powinienem tam być pod sceną. Cóż, spierdoliłem sprawę. Ale złapałem cząstkę tego co było.
Auto promo musi być. Lecz przyznań trza - Poznań wiedział jak ...
Jutro wrzucę jakieś denne filmiki z owego wydarzenia. Większość na mój terror channel na YT. Dziś już nie wyrobię się. Spadam pooglądać plakat.
Korzystając z nieokiełznanej i bezkresnej wolności - udając się w miejsce gdzie Polska dokonała ponownych zaślubin z morzem, symbolicznie zamanifestowałem przywiązanie do ziemi ojców, narodu wybranego, narodu pomazanego znamieniem Chrystusowym. Odwiedziłem kurort kuracjuszy do niedawna zwanym Zoppotem. Wczoraj będący zbawieniem sanacyjnych gruźlików i astmatyków II RP a dziś będący symbolem wszelkiego pijaństwa i świadomych alkoholików, ponownie stał się obszarem gdzie mogą zetknąć się stare siły Soulseek'owego grubiaństwa. Pomijając różne dziwne aspekty, niedociągnięcia chęciowe, mentalne i organizacyjnie - skład (Taola, Zimny Bebz, yyy + gratisowo Monix) po 4 latach znów strzelił szkło. Ongiś Żołądkową Gorzką na plaży, dziś Mojito i Jackiem Danielsem w "Papryce". Istny postęp. Zważywszy, że można spijać Tullamore Dew w Soho trzy metry pod Leszkiem Możdżerem i mieć tak sympatyczną gębę że mimo lumpeckiego stroju być akceptowalnym przez każdego selekcjonera na przestrzeni kilometra kwadratowego. Łikend udany - tym razem olałem Danzig- wygrała Rumia- Sopot i Gdynia. Wrzesień - powtórka. W jakim składzie ?
Jam mawiał patron Zdzich Maklakiewicz: "człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać". (a wymawiał to właśnie na Sopockiej plaży. Przypadek ?).
wtorek, 18 sierpnia 2009
Pewnego dnia, roku pańskiego uciekliśmy się do retrospektywy lat 70'. Do nieopisanej wolności, wolności dnia codziennego, wolności mentalnej. Uciekliśmy się do naszego Freudowskiego "superego", a może i do "id". Tam drzemie ta bezkresna wolność. Wolność którą uosabiali Janek Himilsbach i Zdzichu Maklakiewicz. To właśnie my dwaj. Kuzaj i kuzaj, Olo i Arczi. Himilsbach i Maklakiewicz.... i Polska lat 70'. Tam powiniśmy być. Tam mentalnie tkwimy.
"Człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać".
niedziela, 16 sierpnia 2009
Wigilia narodzin. Ćwierć wieku w karku skryte. To dobry moment na odpalenie tego przybytku osobistych wynaturzeń. Jak będzie ? nie wiem. Słomiany zapał jest kłodą regularnego pisania. Tak było na poprzednim blogu który niedługo umieszczę znowu gdzieś w necie - dla przestrogi, jak człowiek ewoluuje na przestrzeni wieków. Swoimi wynaturzeniami z pewnością obrażam sztukę, kaleczę język giętki. Tylko że ... mam to w dupie . To jest zabawa światem 2.0. Oddałem się technologicznemu gwałtowi.
Właśnie jest przełom dnia powszedniego i wigilii własnych narodzin. Może być piękniej ? drink, koncert Dave'a Gilmoura w Gdańsku na dvd, potem radiowa Trójka (znów bez Kaczkowskiego. Ile to już miesięcy?) jak w każdą niedzielę. Od długiego czasu. W Trójce Knopfler, jego urodziny. Znaczy, były w środę ale obchodzone są w Minimaxie w niedzielę. Niezły prezent.
Jak mówili patroni tego bloga: "życie jest piękne. Niestety trzeba umieć z niego korzystać". No to korzystajmy ...